Miss Sporty- Korektor w płynie

Odkąd pamiętam kosmetyki firmy Miss Sporty zazwyczaj omijałam szerokim łukiem. Kilka razy trafiłam na typowe buble i szczerze mówiąc nie miałam ochoty na kolejne rozczarowania. Wprawdzie mam kilka lakierów tej firmy, ale poza fajną gamą kolorystyczną niestety nie mogę powiedzieć o nich nic dobrego.Ten korektor został kupiony pod wpływem kilku przeczytanych opinii, zresztą jak chyba większość moich kosmetyków odkąd prowadzę bloga.
Korektor ma typowe opakowanie, przypominające błyszczyk do ust. Posiada aplikator, który jest bardzo przyjemny dla skóry. Miękki, nie drapie i nie szczypie. Ma idealny rozmiar i nabiera odpowiednią ilość kosmetyku. Korektor dostępny jest w dwóch odcieniach i dla wielu osób może to być minusem. Mam wrażenie, że najjaśniejszy odcień wcale do takich nie należy i raczej nie nada się dla bladych osób. W dodatku jeden i drugi odcień wpadają troszeczkę w żółte tony.
Jeśli chodzi o stopień krycia to oceniam go jako lekki w kierunku do średniego. Wspomnę jednak, że nigdy nie miałam większych problemów z cieniami pod oczami i zwykłe, drogeryjne korektory w zupełności mi wystarczały. Jeśli macie duże cienie to ten produkt może okazać się za słaby.
Korektor bardzo dobrze współpracuje ze skórą. Dobrze wklepany idealnie  się wtapia.Spokojnie możemy stopniować krycie, a nałożenie kilku warstw nie sprawia, że wygląda on ciężko. Nie roluje się i nie zbiera w zagłębieniach. Nie wysusza skóry.

Nivea- Masełka do ust

Masełka znajdują się w metalowych puszkach, które bez żadnego problemu możemy otworzyć i zamknąć. Nie musimy używać do tego siły czy też podważać paznokciem. Opakowania są bardzo solidne. Nie otwierają się same, napisy się nie ścierają .Podoba mi się szata graficzna, bardzo przyjemna dla oka.
Po otwarciu masełka ukazuje nam się zbita i sprawiająca wrażenie twardej powierzchnia. Tak naprawdę jednak konsystencja jest kremowa, miękka i bardzo dobrze rozsmarowuje się na ustach pod wpływem ciepła naszych palców.  Kosmetyk gładko sunie po ustach, pozostawiając na nich delikatną, błyszczącą warstwę. Nałożony w dużej ilości może bielić usta.

Zarówno jedno jak i drugie masełko pachnie przepysznie. Zapachy urzekły mnie od pierwszego powąchania.     Pachną przyjemnie, delikatnie, ale nie nachalnie. Bardzo intensywnie w opakowaniu jak i zarówno w czasie aplikacji produktu. Na ustach już troszkę mniej wyczuwalne i przede wszystkim bezsmakowe. 



Jeśli chodzi o działanie to masełka radzą sobie. Utrzymują nawilżenie na odpowiednim poziomie. Pozostawiają usta miękkie i wygładzone. Wspomnę jednak,że nigdy nie miałam problemu z nadmiernie przesuszonymi ustami.
Produkty są bardzo wydajne. Poprzednią wersję vanilla&macadamia zużywałam kilka miesięcy i nadal nie udało mi się jej wykończyć. Troszeczkę znudził mi się zapach, a poza tym te masełka już dawno leżały w zapasach i chodziły za mną od dłuższego czasu.Spotkałam się z opiniami, że masełko wysusza usta. Zauważyłam, że jeśli używam go bardzo często  to pojawiają się suche skórki. Dlatego kolejny raz sprawdza się zasada wszystko, ale z umiarem.


Eveline- Serum do rzęs

Już od dawna chciałam wypróbować ten produkt. Jednak nie mogłam odżywki dostać w żadnej drogerii, a nie uśmiechało mi się zamawiać jej na allegro. Kiedy pojawiła się w Biedronce szybko wylądowała w moim koszyku. Długo się nie zastanawiałam tym bardziej,że ostatnio mam fioła na punkcie swoich rzęs.
Odżywka ma wygodną formę silikonowej szczoteczki. Elastyczna, gumowa szczoteczka bardzo dobrze chwyta i rozczesuje  rzęsy, nawet  te bardzo krótkie. Konsystencja jest gęsta i kremowa. Odżywka nałożona na rzęsy pozostawia biały kolor, który po chwili znika. Jednak gdy nałożymy jej za dużo ciężko jest wtedy przykryć biały nalot tuszem.
Jeśli chodzi o działanie u mnie ta odżywka kompletnie się nie sprawdziła. Używałam jej regularnie przez dwa miesiące. Przez pierwszy miesiąc na noc, przez drugi jako bazę pod tusz. Niestety, ale ten produkt kompletnie nic nie robi. Nie widzę żadnej różnicy jeśli chodzi o wydłużenie czy zagęszczenie. Żadnego pozytywnego i dobroczynnego działania.Nie wiem jak w przypadku wypadania rzęs, bo nigdy nie miałam z tym problemu. Podejrzewam jednak, że to serum również i z tym by sobie nie poradziło.
Podsumowując serum to dobrze sprawdza się jako baza pod tusz.  Ułatwia nanoszenie tuszu i dodaje objętości. To dla mnie  jednak za mało, tym bardziej, że producent obiecuje nam gruszki na wierzbie.

Eveline- Serum modelujące pośladki

Po miesiącu regularnego używania mogę śmiało napisać o nim recenzję. Serum Eveline połączone z ćwiczeniami daje naprawdę zauważalne efekty. Wiadomo,że taki produkt nie zrobi wszystkiego za nas, może nam jedynie pomóc. Jednak przy odrobinie dobrej woli i systematyczności kosmetyk ten faktycznie działa.
Konsystencja produktu jest dość gęsta, ale nie ma żadnego problemu z jej rozprowadzeniem. Serum dość szybko się wchłania, dlatego już po chwili bez żadnych obaw możemy się ubierać. Nie pozostawia żadnej tłustej, lepkiej warstwy. Na szczęście serum nie powoduje efektu rozgrzewającego ani chłodzącego. Swoją drogą bardzo nie lubię tego. Zapach jest bardzo przyjemny, delikatny i nie drażniący. Już po pierwszym użyciu zauważalne są efekty. Skóra jest napięta, wygładzona i nawilżona. Po posmarowaniu czuć,że coś się dzieje. Nie zgodzę się jednak z obietnicami producenta, że serum chroni przed powstawaniem rozstępów. Jednak dla mnie to nie jest jakiś minus, bo na taki efekt nie liczyłam. Moim zdaniem nie ma takie produktu, który uchroni nas przed rozstępami.

Kosmetyk stosuje około cztery tygodnie,a zostało mi go naprawdę sporo. Pod koniec pewnie będę musiała rozciąć opakowanie, bo tubka nie pozwala na wydobycie go do końca.
Niemniej uważam, że to dobry produkt za niewielkie pieniądze. Z pewnością jeszcze do niego wrócę.


Produkt otrzymałam dzięki uprzejmości internetowej drogerii Dolina Kremowa. Nie ma to jednak żadnego wpływu na moją recenzję.

Mariza Care&Colour 58

Dziś pokaże Wam lakier z serii Care&Colour. Bardzo podoba mi się ten kolor. Typowo wiosenny, liliowy, złamany troszeczkę fioletem. Dziwna jest dla mnie numeracja lakierów.  W katalogu i na buteleczce są całkiem dwa inne numery. W tym przypadku na buteleczce widnieje numer 58, a w katalogu znajdziemy ten lakier pod numerem 3589.


Lakiery umieszczone są w standardowych, szklanych buteleczkach o pojemności 10ml. Dość szybko zaczęły wycierać mi się napisy. W dodatku z czasem ciężko jest dokręcić pędzelek do prawidłowej pozycji. Konsystencja lakieru jest bardzo przyjemna. Dobrze i równo się rozprowadza. Nie smuży i nie przyczynia się do powstawania pęcherzyków powietrza.Wystarczą dwie warstwy, aby równomiernie pokryć paznokcie. Lakiery błyskawicznie schną, a po wyschnięciu ładnie błyszczą. Zmywanie również jest szybkie. Nie jestem w stanie obiektywnie ocenić ich trwałości. Bardzo często zmieniam kolor paznokci. Mogę Was jednak zapewnić, że zmywając paznokcie po trzech dniach noszenia lakieru, nie zauważyłam żadnych odprysków.


Jak pewnie zauważyłyście zmieniłam kształt paznokci. Paznokcie straciły też trochę na długości, ale już dawno miałam zamiar je skrócić.W dodatku już dawno tęskniło mi się za typowym, kwadratowym kształtem.

Babydream Pflegeol- Olejek wielofunkcyjny

Do tej pory używałam oliwki Hipp, ale po kilku miesiącach najzwyczajniej mi się znudziła. Nie lubię zbyt długo używać jednego i tego samego produktu. Wchodząc do Rossmana miałam zamiar kupić wersję dla mam. Ma ona bardziej bogaty skład, ale niestety nie mogłam jej nigdzie znaleźć.
Produkt znajduje się w charakterystycznym opakowaniu dla całej tej serii. Bardzo mi się podobają mi się te buteleczki, a wytłaczane motylki dodają tylko uroku. Niby prosta szata graficzna, ale taka najbardziej cieszy moje oczy. Zapach bardzo ładny, typowo dziecięcy, trochę pudrowy, ale  jednocześnie bardzo delikatny.Zdaje sobie sprawę,że zapach to kwestia subiektywna i albo się podoba albo nie.
Ten produkt kupiłam przede wszystkim z myślą o olejowaniu włosów. Skład ma dość krótki, ale jak najbardziej przyjazny dla naszych włosów. Zawiera olej jojoba, olej słonecznikowy, olej migdałowy, witaminę E oraz ekstrakty z nagietka i rumianku. Zazwyczaj  olejek nakładam na kilka godzin przed myciem włosów około 10 cm od nasady. Po jego użyciu włosy są zdecydowanie bardziej wygładzone, miękkie i sypkie.Włosy są w lepszej kondycji, wizualnie wyglądają lepiej, ale nie jest to efekt, który mnie jakoś szczególnie zachwycił. Polecam go jednak osobom, które rozpoczynają swoją przygodę z włosomaniactwem i nie wiedzą na jaki olejek się zdecydować. Tym bardziej, że jeśli się nie sprawdzi możemy wykorzystać go jako: krem do twarzy,płyn do kąpieli, zamiennik balsamu, do zmywania makijażu, nawilżania skórek wokół paznokci, masażu, opalania.

Rossman -40%- Co zamierzam kupić?

Pewnie większość z Was już wie, że Rossman przygotował dla nas niespodziankę i w dniach 23.05-26.05 będzie można kupić kolorówkę i produkty do pielęgnacji twarzy z rabatem -40%. Postanowiłam tym razem stworzyć listę i dokładnie przemyśleć co chce kupić. W tamtym roku jak była podobna promocja nie wiedziałam dokładnie co chce kupić, w efekcie czego wyszłam z czterema podkładami, które zresztą do dnia dzisiejszego zużywam.



1. Maybelline New York, Tusz do rzęs One by one satin black: Mój ukochany tusz. Żaden tak nie radzi sobie z moimi rzęsami. Bardzo dobrze rozdziela rzęsy, jednocześnie je wydłużając i pogrubiając. W dodatku jest bardzo trwały. Nawet po całym dniu nie ma mowy o obsypywaniu.







2. Rimmel, Szminka Lasting Finisch by Kate Moss: Już od dawna znajduje się na mojej zakupowej liście. Najbardziej zależy mi na odcieniach numer 101 i 102. Czytałam,że strasznie podkreśla usta, ale mam nadzieję, że nie zniechęci mnie to do jej użytkowania.







3. Rimmel, Puder Stay Matte: Choć nie jest to mój KWC to ciągle do niego powracam. Do tej pory nie udało mi się znaleźć lepszego pudru w kamieniu. Dobrze matuje i nie tworzy efektu maski. W dodatku jest bardzo wydajny.








4. Maybelline New York, Gel eyeliner: Już tyle dobrego o nim czytałam, że w końcu muszę go mieć. A,że będę mogła go kupić za prawie połowę ceny, więc jak tu nie skorzystać.  Mam nadzieję,że będę równie z niego zadowolona jak inne dziewczyny












To chyba tyle z takich potrzebnych rzeczy. Znając życie zapewne w koszyku wyląduje dużo, dużo więcej rzeczy, tym bardziej, że nie zastanawiałam się nad produktami do pielęgnacji twarzy. A wy co macie w planach kupić?

O sukience na wesele

Za jakiś czas wybieram się na wesele i pomału rozglądam się za sukienką. Najlepiej gdyby była szyfonowa i rozkloszowana. Jeśli chodzi o kolor nie mam jakiś specjalnych wymagań, oczywiście odpada kolor biały. Co myślicie o tych propozycjach?






Najbardziej jednak podoba mi się ta, ale jej cena jest porażająca.



Essence- Matujący puder w kompakcie

Puder znajduje się w plastikowym, dość solidnym opakowaniu z otwieranym wieczkiem. Do dyspozycji mamy 8g produktu. Puder nie ma żadnego aplikatora w postaci gąbeczki, ale mi akurat to nie przeszkadza. Większość i tak wyrzucam, a do nakładania pudru używam pędzla. Nie ukrywam jednak,że lusterko czasem by się przydało. 

Puder jest zbity i co najważniejsze nie pyli tak jak jego poprzednik Fix&Matt. Używając tamtego pudru musiałam uważać żeby nie pobrudzić siebie i wszystkiego dookoła. W tym przypadku jest zupełnie inaczej. Aplikacja tego pudru to czysta przyjemność. Jest wygodny w użyciu. Nie bieli twarzy,  nie jest widoczny i przede wszystkim dobrze współgra ze wszystkimi podkładami.
Jest to bardzo dobry produkt i mimo nieciekawego składu bardzo się z nim polubiłam. Dobrze matuje i ładnie ujednolica makijaż. Utrzymuje moją twarz w ryzach około 5-6 godzin, a musicie mi uwierzyć,że to nie lada wyczyn. W dodatku nie zapycha, nie wysusza skóry, jest w przystępnej cenie, a więc czego chcieć więcej?