KREM NA NOC LASER



Dziś recenzja gościnna. Przez ostatnie kilka tygodni moja mama miała okazję używać kremu firmy L'Oreal. Bardzo lubi testować wszelkie nowości, dlatego nie odmówiła kiedy zaproponowałam jej używanie tego produktu. Zgodziła się podzielić swoim spostrzeżeniami, a ja postanowiłam napisać kilka słów o tym produkcie.

GARNIER SKIN NATURALS MLECZKO


Pielęgnacja ciała to dla mnie podstawa w codziennej pielęgnacji. Muszę jednak przyznać, że dosyć często zdarzają mi się chwilę lenistwa. Ostatnio staram się jednak być systematyczna i bardzo się cieszę, że balsamowanie ciała staje się powoli moim codziennym nawykiem. Dziś recenzja mleczka do ciała firmy Garnier, które może nie jest idealne, ale spełnia podstawowe funkcje i daje ciekawe rezultaty. Miałam okazję używać ten produkt wcześniej, ale cieszę się, że znowu mamy ze sobą styczność.

CUDOWNYCH ŚWIĄT!

 Kochane Czytelniczki!

Chciałabym Wam życzyć radosnych, pełnych ciepła i miłości Świąt Bożego Narodzenia. Niech to będzie czas wyjątkowy magiczny i spędzony w gronie osób najbliższych. Dużo uśmiechu, siły i wytrwałości w dążeniu do celu. I żeby te wyjątkowe dni było spokojne, zdrowe i przede wszystkim tak zwyczajnie - w pełni szczęśliwe.

Dziękuje, że jesteście ze mną, zaglądacie, czytacie i komentujecie! :*

BELL- KOREKTOR POD OCZY

Kiedyś korektor pod oczy był mi zbędny. Dziś jednak nie wyobrażam sobie bez niego makijażu. Chciałabym wspomnieć kilka słów o korektorze firmy Bell, który jakiś czas temu był dostępny w Biedronce. Ma on kilka wad, ale lubię go i w zupełności mi wystarcza.

RIMMEL- PUDER STAY MATTE

Jako posiadaczka cery tłustej nie mogę obejść się bez pudru matującego. To jeden z moich must have w kosmetyczce. Powinien być nie tylko dopełnieniem makijażu ,ale przede wszystkim gwarantować długotrwałe matowienie, a przy tym nie tworzyć efektu maski. Puder Rimmel sprawdza się u mnie zaskakująco dobrze i na pewno sięgnę po niego kolejny raz.

ISANA- ZMYWACZ DO PAZNOKCI

W tej kategorii znalazłam swojego ulubieńca. Być może dlatego, że nie mam jakiś specjalnych wymagań. Zmywacz do paznokci w moim odczuciu ma przede wszystkim dobrze usuwać lakier, nie wysuszając i nie niszcząc przy tym płytki. Z czystym sumieniem mogę Wam polecić zmywacz Isana, bo to naprawdę świetny produkt w stosunkowo niskiej cenie.

ŚWIĘTY MIKOŁAJU

Święta coraz bliżej, a więc jest to najlepsza pora żeby przygotować świąteczną listę marzeń. Pomimo tego, że nie czuję jeszcze świątecznego nastroju, to postanowiłam dziś chwilę zastanowić się nad prezentowymi zachciankami. Zauważyłam też, że na blogach ostatnio wiele podobnych postów i muszę przyznać, że bardzo je lubię przeglądać.

WIBO- EFEKT BROKATOWEGO PIASKU

W czasie ostatniej obniżki w Rossmanie zastanawiałam się czy taki lakier jest mi potrzebny. Od początku piaskowe lakiery nie przypadły mi do gustu i byłam sceptycznie nastawiona. Po pomalowaniu paznokci nie zmieniłam zdania i efekt zupełnie mi się nie podoba. Nie jest to jednak wina produktu, a jedynie mojego kaprysu.


TUTII FRUTI- MUS DO CIAŁA

To chyba mój pierwszy produkt tej firmy.  Zazwyczaj wybieram bardziej neutralne zapachy, a słodkie, ciężkie staram się omijać. Nie mogłam jednak przejść obojętnie obok tak kolorowego i zachęcającego do zakupu opakowania.

MISS SPORTY 490

Lakiery Miss Sporty charakteryzują się stosunkowo niską ceną, szeroką gamą kolorystyczną i dobrą pigmentacją. Mają też jednak kilka wad między innymi krótki pędzelek, gęstą konsystencje i niezbyt dobrą trwałość. Zdarzają się jednak wyjątki i jak się okazuje te lakiery również są nierówne pod względem jakościowym.

MAX FACTOR LASTING PERFORMANCE

Bardzo długo przekonywałam się do tego podkładu. Przeglądając jednak opinie na blogach większość z nich była pozytywna, a moja ciekawość wciąż rosła. To już mój taki nawyk, że zanim coś kupię staram się wspomóc obiektywnymi recenzjami blogerek. Ale grzechem byłoby nie skorzystać z ostatniej promocji w drogerii Rossmann i tak oto stałam się posiadaczką słynnego i znanego zresztą podkładu Max Factor Lasting Performance.

PERFECTA- SERUM UJĘDRNIAJĄCE

Już na samym początku wspomnę, że nie wierzę iż tego typu produkty samodzielnie pomogą nam pozbyć się kilku centymetrów. Nie ma co się oszukiwać, ale bez diety i ćwiczeń się nie obejdzie. Wszelkie ujędrniające czy wyszczuplające balsamy mogą być tylko pomocnikiem i tego należy się trzymać sięgając po taki produkt.

WIBO EXPRES GROWTH TRENDS NUDE

Bardzo lubię lakiery Wibo. Przede wszystkim za ich różnorodność odcieni. Jest ich bardzo dużo i z pewnością każda znajdzie dla siebie odpowiedni. Przeważnie na moich paznokciach można zobaczyć intensywne kolory, ale od czasu do czasu zastępuje je nieco delikatniejszymi. Moim ulubieńcem jest kolor nude. I wbrew pozorom znalezienie idealnego nude nie jest wcale zbyt proste.


SORAYA-PEELING MORELOWY

Kolejny produkt do którego postanowiłam powrócić po jakimś czasie. To chyba jeden z lepszych, drogeryjnych peelingów. Uznałabym go za ideał,  gdyby nie ten strasznie chemiczny zapach. Pomimo tego jest to kosmetyk o którym warto wspomnieć i warto mieć go w swojej łazience.

ROSSMAN- LISTA ZAKUPÓW

Już od jakiegoś czasy pojawiła się informacja, że drogeria Rossman kolejny raz przygotowała dla nas obniżkę -40%.  Rabat przewidywany jest w dniach 22-28.11. Utworzyłam listę zakupów i mam nadzieję, że uda mi się ją zrealizować nie kupując przy tym innych nieplanowych kosmetyków. Trzymajcie za mnie kciuki żeby przyjazne dla portfela ceny nie przyćmiły mnie zupełnie.

AVON - LOVING LAVENDER

Dziś chciałam Wam pokazać kolejny lakier Avon, który skradł moje serce. Tak jak wspomniałam ostatnio lakiery tej firmy są diametralnie różne. W swojej kolekcji posiadam takie, które lubię i chętnie maluje nimi paznokcie, ale też takie, które mam chęć wyrzucić do kosza, bo malowanie nimi to istna katorga. Lakier Loving lavender zamówiony zupełnie przypadkiem, a na moich paznokciach gości ostatnio ciągle.

INGLOT NAIL ENAMEL 805

Szeroka gama kolorystyczna to bardzo charakterystyczna cecha lakierów Inglot. Pamiętam, że jak pierwszy raz tam weszłam to mało co nie dostałam zawrotu głowy. Mnóstwo odcieni w wersjach matowych, perłowych czy brokatowych. Do tej pory zresztą będąc w Inglocie ciężko jest mi się zdecydować na konkretny kolor. Najchętniej zabrałabym je wszystkie do domu.

DOBRY I SKUTECZNY KREM DO STÓP

Dziś chciałam Wam opowiedzieć o kremie do stóp, który jest świetnym dopełnieniem mojej pielęgnacji. Jestem z siebie dumna, bo udało mi się zmobilizować do regularnego nawilżania, dbania  stopy i jest to chyba jedyny produkt, który udało mi się zużyć do końca, w tak krótkim czasie.

AVON- VIVA PINK

Pewnie już nieraz spotkałyście się z twierdzeniem, że lakiery Avon są nierówne pod względem jakościowym i albo się je kocha albo nienawidzi. Bardzo często bywa też, że kolory w znacznym stopniu różnią się od tych pokazanych w katalogu. Dziś kilka słów o lakierze z serii nailwear pro+ Viva Pink.

GARNIER-KREM PRZECIWZMARSZCZKOWY NA NOC

Nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez kremu na noc. Moja skóra nie jest wymagająca, ale czasem ma tendencję do przesuszania. Zazwyczaj wystarczało mi regularne używanie zwykłego kremu nawilżającego. Ostatnio miałam jednak okazję przetestować nowość firmy Garnier, a mianowicie krem przeciwzmarszczkowy 25+. 

GARNIER-KREM PRZECIWZMARSZCZKOWY NA DZIEŃ

Pielęgnacja twarzy to dla mnie podstawa. Na szczęście moja skóra nie jest zbyt problematyczna, dlatego mogę sobie pozwolić na eksperymentowanie i poznawanie nowych produktów. Przywiązuje jednak dużą wagę do minimalizmu, który w moim przypadku okazuje się najlepszym rozwiązaniem. Nie od dziś jednak wiadomo, że każda skóra jest inna, ma różne potrzeby, a jej starzenie się jest nieuniknione. Wychodzę jednak z założenia, że lepiej zapobiegać niż leczyć, dlatego postanowiłam włączyć do pielęgnacji krem przeciwzmarszczkowy 25+.

DAX COSMETICS- BAZA WYGŁADZAJĄCA

Baza pod makijaż to produkt, który używam bardzo sporadycznie. Sięgam po nią jedynie w przypadku jakiś większych okazji. Lubię mieć wtedy pewność, że mój makijaż wytrzyma dłużej niż zwykle. Nie wyobrażam sobie jednak nakładać codziennie na twarz takiej porcji silikonów. Nie wiem jak zareagowałaby na to moja skóra, dlatego ważne jest żeby tego typu kosmetyki stosować ostrożnie i przede wszystkim z umiarem.

SORAYA-BALSAM DO CIAŁA

Balsamowanie ciała to już mój stały nawyk. Lubię jednak zmieniać balsamy, mieć porównanie i praktycznie nigdy nie wracam do tego samego produktu. Ciągle szukam ideału. Dziś zapraszam na recenzję balsamu do ciała firmy Soraya So pretty!

SUCHY SZAMPON TIMOTEI

Do tej pory nie miałam do czynienia z suchym szamponem. Zresztą od początku podchodziłam do niego bardzo sceptycznie i podchodziłam do niego z dużym dystansem. Okazało się, że moje obawy były słuszne, bo nie zachwycił mnie ten produkt i raczej więcej do niego nie wrócę. Nie jest to dla mnie produkt pierwszej potrzeby.

ULUBIONY SZAMPON DROGERYJNY

Odkąd kupiłam kiedyś przypadkiem szampon Schauma Lekkość i Pielęgnacja na stałe zagościł w mojej łazience. Testowałam już naprawdę wiele szamponów aż wreszcie udało mi się znaleźć ten jedyny. Za każdym razem sięgam po niego z wielką przyjemność, a w moim przypadku to naprawdę rzadkość.

KREM BAMBINO

Nie wiem jak to się stało, ale przez pewien czas zapomniałam o istnieniu tego kremu. Być może dlatego, że kojarzy mi się głownie z dzieciństwem. Szkoda, że przez tak długi okres czasu o nim nie pamiętałam,bo ostatnio znowu go pokochałam przede wszystkim za jego uniwersalność i wielofunkcyjność.

LIRENE-KREM DLA ZNISZCZONYCH DŁONI

Krem do rąk to dla mnie podstawa, zawsze muszę mieć go w torebce. Zwłaszcza teraz, kiedy temperatury stają się coraz niższe,a nasze dłonie narażone są na niekorzystne warunki atmosferyczne. Używam ich kilka razy dziennie. Za każdym razem jednak staram się kupować inny krem, bo lubię mieć porównanie. Przez ostatni miesiąc miałam okazję używać kremu do rąk firmy Lirene. 

EYELINERY OD WIBO

Od lat jestem wierna eyelinerowi firmy Wibo. Zużyłam już tyle opakowań, że gdybym miała je policzyć to ciężko byłoby. Producent jednak ciągle nas zaskakuje i najpierw został wprowadzony wodoodporny eyeliner, a potem intensywnie czarny. Okazuje się jednak, że ulepszenia nie zawsze są dobre. Przetestowałam wszystkie trzy i moim zdaniem najlepiej z całej trójki wypada klasyczny eyeliner.

UTRWALACZ MAKIJAŻU OD KOBO

W tamtym tygodniu miałam okazję bawić się na weselu, a więc była to świetna okazja żeby przetestować nowość firmy Kobo, a mianowicie utrwalacz makijażu. Jak zwykle zabrałam ze sobą masę niepotrzebnych kosmetyków, a okazało się, że tak naprawdę przez całą noc nie musiałam ani razu poprawiać makijażu. Musicie mi uwierzyć na słowo, ale makijaż pozostał praktycznie w idealnym stanie przez całą noc.

BLOKER ZIAJA

Już jakiś czas zbierałam się do napisania tej recenzji. Moja przygoda z blokerem zaczęła się już bardzo dawno. Zamówiłam go na allegro, bo na samym początku był kłopot z jego dostępnością. Używałam namiętnie przez kilka miesięcy, potem okazjonalnie,aż w końcu zrobiłam sobie przerwę. Służył mi naprawdę bardzo dobrze,dlatego jakiś czas temu postanowiłam znowu do niego wróci. Tym razem jednak kupiłam go w Rossmanie i obyło się bez zamawiania przez internet.

MOJE PIERWSZE YANKEE CANDLE



Od kiedy odkryłam sklepik z tymi woskami przepadłam. Za każdym razem nie potrafię przejść koło niego obojętnie. Wybór jest tak ogromny, różnorodny i niesamowity, że naprawdę ciężko się zdecydować. Dopóki nie znałam tych wosków nie rozumiałam zachwytu nad tymi produktami. Dziś mogę napisać, że przepadłam i to po same uszy. Czuję, że moja przygoda z nimi dopiero się rozpoczyna i mam niezmierną ochotę poznać inne zapachy.

FIXER MAKE UP KOBO

Absolutna nowość i chyba jedyny dostępny tego typu produktu w drogerii. Do tej pory znałam jedynie Fixer Spray Kryolan. Przeglądając ostatnio gazetkę z drogerii Natury w oczy rzucił mi się utrwalacz makijażu od Kobo. Musiałam go kupić tym bardziej, że jego cena jest całkiem korzystna, bo za 150 ml zapłaciłam 25zł.

ALTERRA- ODŻYWKA NAWILŻAJĄCA

Odżywka znana chyba wszystkim. Dla  mnie jest to taki pewniak, produkt do którego zawsze wracam. Zużyłam już kilka opakowań, a w zapasach czekają kolejne. W dodatku ma przyjemny, naturalny skład i moje włosy ją pokochały.

FLUID MATUJĄCY UNDER TWENTY

Swego czasu było o nim bardzo głośno w blogosferze. Naczytałam się tyle dobrego o nim, że nie byłabym sobą, gdybym go nie kupiła. Tym bardziej,że jego cena w promocji jest naprawdę zachęcająca. Po tylu pozytywnych recenzjach byłam naprawdę pozytywnie nastawiona do tego produktu, a tym czasem rozczarowałam się.

MOJA KOLEKCJA LAKIERÓW

Ten post planowany był już od bardzo dawna. Nie będę jednak ukrywać, że trochę ciężko było mi się zmobilizować. Zrobienie tych wszystkich zdjęć zajmuje trochę czasu, a ostatnio naprawdę mi go brakuje. Dobra trwa zdecydowanie za krótko. Swoje lakiery przechowuję w wiklinowym koszyczku, ale zaczyna tam brakować miejsca i najwyższa pora pomyśleć o jakimś innym miejscu. Staram się raczej nie kupować lakierów z wyższych półek, bo najzwyczajniej szkoda mi pieniędzy. Jedynie Top Essie jest wart każdej sumy <3


 








 


 









ROZCIEŃCZALNIK DO LAKIERÓW

Pewnie niejedna z Was ma w swojej kolekcji lakiery, z którymi nie da się już nic zrobić i teoretycznie nie nadają się już do użytku. Wraz z upływem czasu zrobiły się gęste,a malowanie nimi to istna męczarnia. Niedawno odkryłam produkt, który pomógł mi uratować kilka lakierów przed ich wyrzuceniem do kosza, a mowa o rozcieńczalniku do lakierów Inglot.



Rozcieńczalnik znajduje się w bardzo malutkiej buteleczce o pojemności 9ml. Szkoda, że nie posiada żadnego dozownika. Ja przelałam swój do opakowania po wysuszaczu firmy Essence, który ma bardzo wygodną pipetkę. Według zaleceń producenta wystarczy jedna kropelka preparatu, aby przywrócić właściwą konsystencje lakieru. Bez żadnego zakraplacza naprawdę ciężko to zrobić. Bardzo łatwo jest rozlać lub nalać za dużo rozpuszczalnika, a tym samym niestety traci na wydajności.

Lakiery potraktowane tym produktem odzyskują właściwą gęstość. Wystarczy dodać dwie, trzy kropelki i przez kilka minut pocierać buteleczkę w dłoniach. Ilość dodanego preparatu zależy jednak od tego w jakim stanie jest nasz lakier. Nie należy zbyt energicznie potrząsać, bo to powoduje później bąbelkowanie lakieru. Można sobie jednak pomóc drewnianym patyczkiem bądź wykałaczką. Dzięki temu produktowi udało mi się odratować naprawdę wiele lakierów. Ich konsystencja powraca do pierwotnej, kolor nie ulega zmianie, a sam preparat nie wpływa na trwałość lakieru.

JOANNA- RZEPA KURACJA WZMACNIAJĄCA

Miałam problem z dostępnością tego produktu, a kiedy wreszcie udało mi się dostać tą wcierkę długo zbierałam się żeby rozpocząć kurację. Jakoś nie byłam przekonana do tego produktu. Moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne, a sama wcierka zaskoczyła mnie pozytywnie.

Opakowanie wykonane jest z miękkiego, przezroczystego plastiku z bardzo wygodnym aplikatorem. Końcówka zawiera nakrętkę, dzięki temu mamy pewność, że nic nam się nie będzie wyciekać. Wystarczy przechylić i delikatnie nacisnąć butelkę, a wylewa się odpowiednia ilość produktu. Jest to bardzo praktyczny sposób aplikacji. Warto zostawić sobie buteleczkę, a potem przelewać do niej inne wcierki. To chyba najlepsze opakowanie wśród tego typu kosmetyków.


Producent zaleca stosować wcierkę po umyciu włosów co najmniej trzy razy w tygodniu. Po dwóch tygodniach zalecane jest zrobienie przerwy, a następnie można z powrotem można wrócić do kontynuowania kuracji. Zapach jest specyficzny i bardzo intensywny. Typowy dla czarnej rzepy. Dla mnie jest on nieprzyjemny i drażniący. Przez cały miesiąc stosowania nie mogłam się do niego przyzwyczaić, a w dodatku przez jakiś czas utrzymuje się na włosach.
Po dwóch miesiącach regularnego stosowania śmiało mogę napisać recenzję o tym produkcie. Stosowałam tak jak zaleca producent, czyli zawsze po umyciu. Starałam się ją aplikować bardzo dokładnie, a następnie wykonywałam krótki masaż skalpu. Już po chwili odczuwałam delikatne mrowienie i chłodzenie. Po trzech tygodniach zauważyłam u siebie pierwsze efekty. Pojawiło się mnóstwo nowych włosów tzw baby hair. Czasami nie mogę sobie z nimi poradzić,bo odstają na wszystkie strony. Z drugiej zaś strony ich widok mnie cieszy i motywuje do prowadzenia dalszej kuracji. Nigdy nie miałam problemów z wypadającymi włosami, dlatego nie mogę stwierdzić czy wcierka w jakimś stopniu przyczynia się do zahamowania wypadania. Alkohol w składzie w żadnym stopniu nie przyczynił się do wysuszenia skóry, a trochę się tego obawiałam. Sama zaś wcierka nie spowodowała obciążenia i przetłuszczenia się włosów. Mam nawet wrażenie, że po jej użyciu włosy są bardziej uniesione u nasady i przede wszystkim błyszczące. Na pewno kiedyś do niej wrócę i powtórzę kurację, a na razie mam ochotę przetestować słynny Jantar.

BEBEAUTY- KREMOWY ŻEL POD PRYSZNIC

Kolejny raz zostałam mile zaskoczona jakością kosmetycznych produktów z Biedronki. Doskonale sprawdzają się u mnie między innymi płyn micelarny, żel micelarny, peeling do stóp, płatki kosmetyczne, a dziś do tego grona dołączył również żel pod prysznic. Wypróbowałam wszystkie trzy rodzaje i w moim odczuciu nie różnią się właściwościami pielęgnacyjnymi, a jedynie zapachem.

Dostępny jest w trzech wariantach zapachowych. Mieści się w wygodnym i poręcznym opakowaniu. Zamknięcie jest solidne i nie ma żadnego problemu z jego obsługiwaniem. Konsystencja jest gęsta i kremowa. Bardzo dobrze się pieni. Nie wysusza skóry i nie podrażnia skóry. Wystarczy niewielka ilość, aby dokładnie się umyć. Tym samym żel jest bardzo wydajny.

Żel świetnie myje i odświeża. Pod względem działania spisuje się poprawnie. Spełnia swoją podstawową funkcję jaką jest oczyszczanie. Nie mam mu nic do zarzucenia jeśli chodzi o właściwości. W dodatku dobrze oczyszcza, świetnie się pieni, nie wysusza i jest wydajny. Nie potrzebuje nic więcej.







SZAMPON BABYDREAM

Dziś o słynnym szamponie firmy Babydream. Cieszy się on dużą popularnością między innymi ze względu na jego przyjemny skład jak i niską cenę. Jest bardzo delikatny, uniwersalny i idealny dla osób rozpoczynających swoją przygodę z włosomaniactwem.
Opakowanie to wygodna, estetyczna i przyjemna dla oka buteleczka Utrzymana w kolorystyce charakterystycznej dla tej serii. Z racji tego,że butelka jest koloru niebieskiego ciężko jest ocenić ile produktu pozostało nam do końca. Ozdobiona jest wytłaczanymi motylami. Nie wyślizguje się z rąk podczas mycia. Otwór nie jest za dużo i wylewa się odpowiednia ilość produktu. Konsystencja ma postać przezroczystego żelu. Słabo się pieni, dlatego musimy nałożyć tego szamponu więcej, niż w przypadku tradycyjnego produktu do mycia włosów. Znalazłam jednak na niego sposób i często rozcieńczam go po prostu wodą.

Zapach typowy dla kosmetyków przeznaczonych dla dzieci. Wiem, że ma on zwolenników, którzy uważają, że zapach jest delikatny i przyjemny, jak również przeciwników dla których jest to typowo pudrowa, rumiankowa woń. Mi on odpowiada, choć ciężko było się na początku przyzwyczaić. Na włosach nie utrzymuje się jednak zbyt długo.

Szampon podczas mycia strasznie plącze włosy. Do tego stopnia, że ciężko jest je przeczesać palcami. Włosy są szorstkie, poplątane, ale tuż po nałożeniu odżywki ten efekt znika. Podejrzewam jednak, że bez użycia jakiejkolwiek maski czy odżywki ciężko byłoby mi je rozczesać nawet za pomocą słynnej szczotki tangle teezer. Tak jak wspomniałam wcześniej szampon słabo się pieni. Pierwsze mycie nie należało do najprzyjemniejszych i miałam nawet wrażenie, że moje włosy są niedomyte. Nie wyobrażam sobie używać go non stop jako szamponu do codziennej pielęgnacji. Przez pewien czas próbowałam nawet tak zrobić, ale skończyło to się oklapniętymi włosami. Na dzień dzisiejszy używam go tylko i wyłącznie po olejowaniu i w tej kwestii sprawdza się bardzo dobrze. Bardzo dobrze zmywa oleje. Włosy są oczyszczone do tego stopnia, że aż skrzypią. Osobiście mam bardzo mieszane uczucia co do niego. Nie zachwycił mnie do tego stopnia żeby go polecać, ale kosztuje grosze i same możecie się przekonać czy odpowiada waszej skórze i włosom.


CHCĘ!

Nie wiem od czego to zależy, ale jeśli stworzę taką listę naprawdę dużo łatwiej idzie mi jej realizacja. Mam nadzieję, że krok po kroku uda mi się ją spełnić i niedługo będę mogłam wykreślić wszystkie przedstawione tutaj propozycje.

1. Torebka. Najważniejsze żeby była pojemna, wytrzymała i najlepiej w kolorze czarnym.Przyda się przede wszystkim na uczelnie.Nie będę jednak ukrywać, że bardzo lubię duże torebki, w których mogę pomieścić wszystko począwszy od książek, zeszytów, a kończąc na kosmetyczce.

2. Woski Yankee Candle. Zupełnie przypadkiem znalazłam u siebie w mieście malutki sklep z tymi woskami. Szczerze mówiąc trochę zdziwiłam się ich kształtem. Na blogach wydawały mi się dużo większe. Nie zmienia to jednak faktu, że na pewno tam wrócę i tym razem uda mi się jakiś kupić. Dziś stałam tam chyba z pół godziny, ale nie mogłam się zdecydować i nie wiem jak to się stało, ale wyszłam z pustymi rękami.

3. Kubek termiczny. Jak tylko temperatury na dworze spadają w dół, u mnie w domu rozpoczyna się sezon na herbaty. Potrafię je wypijać hektolitrami, ale pod warunkiem, że herbata jest ciepła. Zimna już mi tak nie smakuje, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Kubek termiczny dla takiego zmarzlucha jak ja, to świetne rozwiązanie.

4. Podkład La Roche-Posay. Moja cera ostatnio się buntuje, a jej kondycja jest nie najlepsza. Poszukuję naprawdę mocno kryjącego podkładu. Pamiętam, że miałam kiedyś próbkę tego i byłam zadowolona. Poza tym dużo osób już mi go polecało. Między innymi moja przyjaciółka, która używa go namiętnie od kilku lat.

5. Odżywka Revitalash. Marzę o niej od dawna. Nadal jednak przeraża mnie jej cena, ale próbuje przemówić sobie, a właściwie to mojemu zdrowemu rozsądkowi, że jest warta tych pieniędzy. Działa i to jest najważniejsze.

BAZA POD CIENIE HEAN

Nie wyobrażam sobie makijażu bez użycia tego produktu. Baza pod cienie jest nieodłączną częścią mojego makijażu. Był jednak taki czas, że nie miałam pojęcia o kosmetyku przedłużającym trwałość cieni. Być może dlatego też ich unikałam, bo większość znikała z powiek w bardzo krótkim czasie. Odkąd stałam się posiadaczką tego produktu cienie utrzymują aż do zmycia, a w dodatku nabierają intensywności i mam wrażenie, że dużo lepiej się aplikują.
Baza znajduje się w plastikowym, odkręcanym pojemniczku. Taka forma opakowania pozwala nam na zużycie produktu do samego końca. Słoiczek jest poręczny, ale mało higieniczny. Dodatkowo baza zabezpieczona jest wieczkiem, za co duży plus. Szata graficzna przyjemna dla oka, bez krzykliwych elementów. Taka, jaką lubię najbardziej.
W opakowaniu baza ma kolor jasnoróżowy, ale na powiece jest zupełnie bezbarwna. Co więcej jej konsystencja sprawia wrażenie zbitej, ale pod wpływem ciepła staje się miękka niczym masełko. Bardzo łatwo się ją aplikuje, ale pod warunkiem, że mamy krótkie paznokcie. Ja nakładam bazę pędzelkiem, bo zazwyczaj noszę długie paznokcie i mam problem z wydobyciem produktu. Nie należy przesadzać jednak z jej ilością, bo baza lubi się rolować. Wystarczy cienka warstwa, aby dokładnie pokryć powieki. Tym samym jest bardzo wydajna. Poprzednia, pomimo codziennego używania zdążyła mi się przeterminować i spora część bazy wylądowała w koszu. Zapach dość przyjemny, lekko perfumowany. Jest on intensywny i przez pewien czas wyczuwalny. Mi on nie przeszkadza, ale zapewne znajdą się jego przeciwnicy.


Baza bardzo dobrze współpracuje z różnymi cieniami jednocześnie podbijając ich kolor. Cienie przez cały dzień pozostają w stanie nienaruszonym. Nie ma mowy o ich obsypywaniu czy zbieraniu się w załamaniach. Jedynym minusem jest kiepska dostępność. Musiałam się nieźle nalatać za tą bazą i udało mi się ją znaleźć w małej, osiedlowej drogerii. Jeśli jednak uda Wam się ją wypatrzyć, to nie zastanawiajcie się i bierzcie. Tym bardziej, że jej cena jest rewelacyjna w stosunku do pojemności i wydajności produktu.


ESSIE- GOOD TO GO

Uwielbiam malować paznokcie, ale oczekiwanie na wyschnięcie lakieru czasami bywa naprawdę bardzo uciążliwe. I kiedy wydaje mi się, że paznokcie są już suche bardzo często zdarza mi się podobijać na nich różne wzorki. Od kiedy zakupiłam top przyśpieszający wysychanie lakieru, malowanie paznokci stało się dużo bardziej przyjemne, a przede wszystkim szybsze. I co najważniejsze, wstając rano nie muszę obawiać się pościelowych wzorów. Dzięki Essie Good To Go manicure pozostaje w stanie nienaruszonym aż do zmycia.


Długo zastanawiałam się czy wybrać Essie Good To Go czy może Seche Vite. Z tego co czytałam ten drugi ma ponoć strasznie chemiczny zapach i to ostatecznie skłoniło mnie do zaufania firmie Essie. Pomalowałam i przepadłam. Wszystkie obietnice producenta zostały spełnione. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że już po dziesięciu minutach spokojnie mogę wykonywać inne czynności bez obawy, że coś mi się odgniecie czy odciśnie. Całość jest bardzo dobrze utwardzona, a wszystkie nierówności wyrównane. Top nie ściąga lakieru, nie bąbelkuje. Nadaje paznokciom idealny połysk. Jeszcze żaden preparat czy lakier bezbarwny nie przyczynił się do takiej lśniącej tafli jaką daje Good To Go. Jedyny minus, który zauważyłam to jeśli nałożymy go niezbyt starannie, lubi się odznaczać.

Z tego co czytałam po kilku miesiącach używania wysuszacz robi się bardzo gęsty i ciężko jest go wydobyć, zwłaszcza przy końcu. Ja zazwyczaj przechylam wtedy buteleczkę i wylewam resztkę produktu na spożywczą folię aluminiową. Robię tak również bardzo często w przypadku niektórych lakierów do paznokci, których nie mogę zużyć do końca. Poza tym na rynku dostępne są różne rozcieńczalniki do Top Coat. Wiem, że jego cena dość odstrasza. Ja swój zamawiałam na allegro i razem z przesyłką wyszło coś koło 40 zł. Dla mnie jest on jednak wart każdego grosza i na dzień dzisiejszy jest to produkt idealny. Uwielbiam!

BIOVAX- MASECZKA KERATYNA I JEDWAB

Już od dawna miałam ochotę je wypróbować, ale w moim mieście nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Ostatnio będąc w aptece znalazłam te maski w bardzo korzystnej cenie.  Z tego co czytałam te maski mają zarówno wiele zwolenników jak i przeciwników i albo się je kocha albo wręcz odwrotnie. 
Maseczka zapakowana jest w tekturowym kartoniku na którym widnieją wszystkie ważne informacje dotyczące produktu. Opakowanie maski to charakterystyczny dla tej firmy plastikowy słoiczek. Jest wygodny, poręczny i  spokojnie możemy zużyć produkt do końca. Dodatkowo gratis otrzymujemy czepek wspomagający regenerację włosów i próbkę serum wzmacniającego.

Konsystencja jest bardzo gęsta,zbita i treściwa. Łatwo nakłada się na włosy i nie spływa z nich. Swoją konsystencją trochę przypomina mi budyń. Zapach maski jest bardzo przyjemny, ale zarazem trudny do określenia. Naprawdę ciężko go opisać słowami. Na włosach nie pozostaje jednak zbyt długo.
Maskę nakładam tak jak zaleca producent. Na umyte i osuszone włosy aplikuję produkt, a następnie zakładam czepek dołączony do opakowania. Czasami jeszcze zakładam ręcznik, aby dodatkowo wzmocnić działanie. Trzymam ją na włosach w zależności od tego ile mam czasu. Zazwyczaj jest to godzina, czasami dwie. Im dłużej ją trzymam na włosach tym lepszy jest efekt. Już podczas spłukiwania wyczuwalne jest wygładzenie włosów. Włosy są miękkie, sypkie i bardzo przyjemne w dotyku. Wizualnie wyglądają naprawdę dobrze i przede wszystkim zdrowo. O wiele lepiej się układają .Nie zauważyłam żeby maska przyczyniła się do podrażnienia czy swędzenia. Zdaję sobie jednak sprawę, że  ma w składzie trudno zmywalny silikon, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Nie szkodzi on moim włosom, dlatego nie mam zamiaru się czepiać. Poza tym jest to naprawdę bardzo dobra maska i z pewnością jeszcze do niej wrócę. Na razie mam jednak ochotę wypróbować wersję do włosów suchych i zniszczonych. Mam nadzieję, że będę z niej równie zadowolona.

PUDER SYNERGEN

Jeśli chodzi o podkład i puder to do tej pory nie znalazłam swojego ulubieńca. Mam cerę problematyczną, dlatego bez jednego i drugiego produktu raczej obejść się nie moge. Dziś chciałam Wam opowiedzieć o znanym antybakteryjnym pudrze firmy Synergen. Nie jest to z pewnością idealny puder, ale jest dobrą alternatywą jeśli akurat mamy ograniczone fundusze. I dlatego polecam wypróbować między innymi ze względu na jego niską cenę.
Puder znajduje się w standardowym, plastikowym opakowaniu. Jest ono całkiem mocne i solidne. W dodatku zabezpieczony jest wieczkiem w postaci cienkiej foli. Spokojnie możemy nosić puder w torebce, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się żeby produkt sam się otworzył. Do pudru dołączony jest aplikator w postaci miękkiej gąbeczki. Nie jest ona najgorszej jakości i w awaryjnych sytuacjach będzie jak znalazł. Minusem dla wielu osób może być brak lusterka. Ja zazwyczaj noszę lusterko osobno, dlatego nie jest to dla mnie jakaś szczególna wada i o ten aspekt akurat nie mam zamiaru się czepiać.

Konsystencja typowa dla pudrów. Należy jednak uważać przy nakładaniu, bo produkt lubi pylić i trochę się sypie. Ja zazwyczaj aplikuję puder pędzlem. Po pierwsze jest to wygodniejszy sposób, a po drugie uzyskany efekt jest bardziej naturalny. Puder ma dość charakterystyczny zapach. Mi on akurat nie przeszkadza, a w dodatku na twarzy jest zupełnie niewyczuwalny. Używam go od dłuższego czasu i muszę przyznać, że swoje podstawowe zadanie spełnia. Matuje i ładnie ujednolica makijaż. Dobrze współgra z podkładami i stapia się z nimi. Nie ciemniej na twarzy. Nie podrażnia, nie uczula i nie zapycha.

KOKOSOWY BALSAM

Masło znajduje się w poręcznym, okrągłym opakowaniu. Przemawia do mnie taka forma, bo dzięki temu bez żadnego problemu mogę wydobyć produkt do końca. Dodatkowo zabezpieczone jest dodatkowym wieczkiem i dzięki temu mamy pewność, że nikt wcześniej nie grzebał w nim paluchami. Konsystencja jest gęsta i zbita, ale rozprowadza się dobrze. Nie przypomina jednak masła.Bardziej swoją konsystencją sprawia wrażenie kremu. Wchłania się jednak szybko, nie pozostawiając uczucia lepkości.



Bardzo lubię kokosowe zapachy, ale ten do mnie nie przemawia. W jakimś stopniu wyczuwalne są nuty kokosa. Nie wiem jednak jakim sposobem, bo analizując skład nie znalazłam tam kokosa. W dodatku w pewnym momencie zaczął mnie wręcz męczyć. Na skórze utrzymuje się kilka godzin- stosunkowo dość długo. Warto się zastanowić przed zakupem, bo balsam zabezpieczony jest wieczkiem i w drogerii nie poczujemy jego zapachu.


Masło rzeczywiście przy regularnym stosowaniu nawilża, ale nie jest to spektakularny efekt. Moja skóra nigdy nie była zbyt wymagająca, dlatego mi ten poziom nawilżenia w zupełności wystarcza. Obawiam się jednak, że u osób posiadających skórę suchą ten balsam się nie sprawdzi. Skład produktu również pozostawia wiele do życzenia. Mnóstwo silikonów i parabenów. I ja się pytam gdzie ten kokos?






Krótko mówiąc nie jestem na tak ani na na nie. Produkt ten do idealnych nie należy, ale z drugiej zaś strony za tak niską cenę nie możemy oczekiwać od niego wiele. Ja do niego raczej nie wrócę, głównie ze względu na uciążliwy i chemiczny zapach. Kupując balsam do ciała zapach to dla mnie najważniejszy aspekt i w żadnym wypadku nie powinien on być męczący.

GARNIER- ODŻYWKA Z AWOKADO

Odkąd prowadzę bloga moja pielęgnacja włosów znacznie się zmieniła. Tak, tak powoli i ja ulegam włosomaniactwu. Dużo czytam i staram się wybierać produkty sprawdzone i polecane. Tak też było z tą odżywką. Wiele dziewczyn ją polecało, a w dodatku jest pozbawiona silikonów, które w nadmiarze zdecydowanie nie służą moim włosom.

Odżywka znajduje się w standardowej tubce stojącej na głowie. Podoba mi się akcent zatrzasku w postaci listka. Nie ma żadnego problemu z otwieraniem. Opakowanie jest poręczne, dopiero pod koniec pojawia się mały problem z wydobyciem odżywki. Konsystencja odżywki jest kremowa. Nie jest jednak zbyt rzadka ani zbyt gęsta. Dla mnie idealna. Na włosach rozprowadza się dobrze i nie spływa z nich. Ma kolor identyczny jak opakowanie. Bardzo lubię zapach tej odżywki. Słodki, ale jednocześnie bardzo przyjemny. Od samego początku zresztą przypadł mi do gustu. Stosunkowo długo utrzymuje się na włosach. Absolutnie nie przytłacza i nie męczy.
Już w czasie spłukiwania odżywki włosy są miękkie i wręcz przelewają się przez palce. Po wysuszeniu ten efekt nie znika, a włosy są sypkie, śliskie i miękkie. Odżywka w znacznym stopniu wpływa na rozczesywanie włosów. Włosy się nie plączą, a sama czynność jaką jest rozczesywanie staje się bardziej przyjemna. Nie trzeba nic szarpać ani ciągnąć. Odżywka nie przyczyniła się do przetłuszczania włosów.Na plus również to, że ma bardzo przyjemny skład i tak jak wspomniałam wcześniej nie zawiera silikonów. Cena również w stosunku do jakości adekwatna i bardzo przyjemna.

ROZŚWIETLAJĄCY KOREKTOR

Opakowanie to forma pisaka z aplikatorem w postaci pędzelka. Pędzelek jest przyjemny dla skóry. Nie drapie i nie podrażnia. Pomimo tego,że jest miękki to niezbyt dobrze rozprowadza produkt. O wiele lepiej wklepuje się go palcami. Szybciej, dokładniej i przede wszystkim dużo wygodniej. Żeby wydobyć korektor należy przekręcić dolną część opakowania i wtedy na pędzelku pojawia się odrobina kosmetyku. Na samym początku ciężko było mi to opanować. Kręciłam kilka razy i już w myślach przeklinałam, że trafił mi się felerny egzemplarz. Tak energiczne kręcenie spowodowało wydostanie się zbyt dużej ilości korektora. Z czasem jednak idzie to opanować.


Konsystencja jest lekka. Bardzo dobrze się ją aplikuje i łatwo rozciera. Nałożenie cienkiej warstwy sprawia, że korektor nie wchodzi w zmarszczki ani załamania. Z odcieniem trafiłam idealnie. Nie jest zbyt jasny, ani ciemny. Nie wpada w pomarańczowe ani różowe tony. Ładnie stapia się ze skórą.

Korektor kryje bardzo delikatnie. Nie wymagam jednak od niego krycia, bo jak sama nazwa wskazuje jest to korektor rozświetlający. I w tej formie sprawdza się bardzo dobrze. Daje efekt wypoczętej i rozświetlonej skóry. Spojrzenie wygląda świeżo i naturalnie. Zapewne spowodowane jest to malutkimi drobinkami. Nie są one jednak zbyt zauważalne i nachalne. Śmiało mogę napisać, że dają bardzo subtelny, naturalny i delikatny efekt. 

BingoSpa- MASKA BŁOTNA DO TWARZY

Pomimo całej sympatii do marki BingoSpa ten produkt się u mnie nie sprawdził. Mam spore doświadczenie z kosmetykami tej firmy i pierwszy raz jestem zawiedziona. Już po pierwszej aplikacji czułam nieprzyjemne pieczenie. Przy każdych następnych próbach było tak samo.
Maseczka zamknięta jest w plastikowym słoiczku, charakterystycznym zresztą dla tej firmy.  Trochę niepraktyczny i mało higieniczny sposób. Zdecydowanie bardziej wolę maseczki w tubkach czy saszetkach. Szkoda również, że produkt nie posiada dodatkowego zabezpieczenia w postaci wieczka. Nie wiem jak wy, ale ja lubię mieć pewność, że nikt wcześniej nie grzebał palcami w danym opakowaniu.Konsystencja maski jest dość tłusta, a zarazem trochę jakby jedwabista. Na twarzy rozprowadza się jednak dobrze. Po nałożeniu prawie całkowicie się wchłania i praktycznie jej nie widać. Tak jak wspomniałam tuż po nałożeniu odczuwam okropne pieczenie. Mam ochotę natychmiast zmyć maseczkę z twarzy. W dodatku po jej użyciu cała twarz jest zaczerwieniona. Efekt ten jednak znika po kilku minutach, ale jest to dla mnie straszny dyskomfort. Jestem tym bardziej zdziwiona, bo naprawdę rzadko, który produkt mnie podrażnia. Najwidoczniej któryś ze składników maseczki mi nie służy i powoduje te nieprzyjemne objawy. Zaznaczam jednak, że są to tylko i wyłącznie moje odczucia i być może innym dziewczynom ta maseczka będzie służyć.

GARNIER- KREM HYDRA ADAPT

Kremy do twarzy występują w pięciu wariantach. Producent wyszedł nam naprzeciw i każda z nas znajdzie spośród różnorodnej gamy wybierze odpowiedni krem dla swojego rodzaju cery.

Hydra Adapt, Łagodzący lekki krem 24 h nawilżenia, skóra normalna i sucha

Hydra Adapt, Odżwyczy krem-balsam 24 h nawilżenia, skóra sucha i bardzo sucha
Hydra Adapt, Dynamizujący krem-żel 24 h nawilżenia, skóra zmęczona i pozbawiona blasku
Hydra Adapt, Matujący i odświeżający krem–sorbet,skóra mieszana i tłusta
Hydra Adapt, Ochronny krem- eliksir z filtrem UV 24 h nawilżenia, skóra normalna i delikatna


Krem do twarzy znajduje się w kartonowym pudełku. Znajdują się na nim informację o produkcie jak i zarówno skład. Po otworzeniu ukazuje nam się tubka w kolorze miętowym z zamknięciem na tak zwany klik. Pod światło możemy spokojnie zobaczyć ile nam pozostało jeszcze kremu. Według informacji podanych przez producenta jest to krem sorbet. Ja określiłabym jego konsystencję jako żelową, ale zarazem lekko puszystą. Gdy się dokładnie przyjrzymy zauważalne są mini- drobinki.


Zapach kremu jest bardzo delikatny i świeży. Nie jest zbyt wyczuwalny, a nałożony na twarz po prostu się ulatnia. Krem bardzo szybko się wchłania. Nie należy przesadzać jednak z jego ilością, bo lubi się rolować. Dobrze nadaje się pod podkład. Próbowałam różnych i z każdym dobrze współpracuje.Pozostawia skórę przyjemnie gładką i nawilżoną. Poziom nawilżenia dla mojego typu cery jest odpowiedni. Jeśli chodzi o efekt matowienia, to u mnie ten krem niestety się nie sprawdził. Jego niewątpliwą zaletą jest, że nie doprowadził do zapychania. W czasie jego użytkowania nie zauważyłam pogorszenia cery. Absolutnie mnie nie nie podrażnił i nie uczulił.


Podsumowując, krem nie zachwycił mnie jakoś specjalnie i nie zwalił z nóg. Nie spełnia swojej podstawowej funkcji jaką jest matowienie twarzy. Nie zapobiega ani nie minimalizuje przetłuszczania się skóry. A szkoda, bo na to najbardziej liczyłam. Ale tak to już bywa,że przy cerze mieszanej naprawdę ciężko o dobry krem do twarzy.

L'OREAL VOLUME MILLION LASHES EXCESS NOIR

Nie wiem dlaczego, ale do tej pory nie miałam okazji używać tuszy tej marki.Za każdym razem staram się kupować inny tusz, ale przy wyborze zazwyczaj szafę L'Oreal omijałam szerokim łukiem. Odstraszała mnie ich cena, w dodatku uważałam, że podobny efekt uzyskam innym tuszem, a przede wszystkim dużo tańszym. Aż do pierwszego makijażu wykonanego Volum Milion Lashes Excees Noir. Pomalowałam i przepadłam.


Tusz do rzęs ma charakterystyczne i wyróżniające się opakowanie. Bardzo podoba mi się połączenie czerwieni ze złotem. Jeśli chodzi o samo opakowanie to jest wykonane z mocnego i bardzo błyszczącego plastiku.


Maskara ma dość specyficzną i silikonową szczoteczka. Wielkościowo jest dla mnie idealna. Jest gumowa i elastyczna. Łatwo się nią operuje i  można ją lekko wygiąć. Dobrze dociera do każdej rzęsy. Od samego początku dobrze mi się pracuje z tym tuszem. Nie jest zbyt rzadki ani też zbyt mokry. Pomimo częstego używania nie stracił swoich właściwości. Nie zgęstniał, nie zaczął wysychać i wciąż sprawuje się bardzo dobrze.

Już po pierwszym pomalowaniu byłam zachwycona efektem. Tym tuszem można uzyskać efekt  wytuszowanych, wydłużonych i lekko pogrubionych rzęs. Pogrubienie nie jest jakieś spektakularne, ale ja od tuszu do rzęs i tak zdecydowanie bardziej oczekuje wydłużenia. W tym przypadku wydłużanie rzęs jest dla mnie zadowalające. Otrzymujemy ładnie rozdzielone rzęsy. Już jedna warstwa wystarczy żeby ładnie podkreślić rzęsy. Dwie warstwy dają efekt głębokiej czerni.
Na pochwałę zasługuje także trwałość. Tusz nie kruszy się i nie obsypuje, a już tym bardziej nie znika. Cały dzień widnieje na rzęsach w nienaruszonym stanie. Trwałość tuszu bez zastrzeżeń. Nie ma żadnego problemu z demakijażem. Zarówno płyny micelarne jak i mleczka spokojnie dają radę.Polecam, polecam i jeszcze raz polecam.