Wakacyjna kosmetyczka | #1

Pakowanie to wielka sztuka, a każdy kolejny rok mi to uświadamia kiedy staram się spakować absolutne minimum. Najgorsze jest jednak, że zazwyczaj i tak pakuję o wiele za dużo rzeczy. Do tej pory zawsze zabierałam wszystko, bo nigdy nie wiadomo co może się przydać. W tym roku jednak postanowiłam wziąć tylko te kosmetyki, których tak naprawdę będę używać, a przynajmniej tak mi się wydaje. Starałam się podejść do tego zadania na spokojnie i wydaje mi się, że w tym roku aż tak nie przesadziłam z ilością wybranych produktów. Zdaję sobie sprawę, że wiele z Was nie zabiera żadnych kosmetyków kolorowych i zwyczajnie daje skórze odpocząć. Postanowiłam pokazać Wam zawartość tegorocznej kosmetyczki, bo sama bardzo lubię posty o tematyce wakacyjnej. Mam nadzieję, że przed wyjazdem uda mi się jeszcze pokazać część pielęgnacyjną.


Odpowiednik Essie Fiji | Eveline Mini Max 930

Jakiś czas temu pokazywałam Wam bardzo podobny odcień. Do mojej kolekcji trafił kolejny pastelowy, rozbielony róż. Oba odcienie praktycznie niewiele różnią się od siebie. Śmiało mogę jednak napisać, że zarówno jeden jak i drugi zużywam w zastraszającym tempie. Potrafię pomalować nimi paznokcie trzy, cztery razy pod rząd, a kolor nigdy mi się nie nudzi. Odcień w zależności od światła wpada w rozbielony róż albo rozbieloną biel. Bardzo ładnie kontrastuje z opaloną skórą. Muszę jednak zaliczyć go do lakierów problematycznych. Pierwsza i druga warstwa strasznie smuży, powoduje prześwity, dopiero trzecia wszystko ładnie ujednolica i wyrównuje. Trochę ciężko maluje się nim paznokcie, co pewnie poniekąd wynika z jego gęstej konsystencji. Tyle warstw, ale czasem warto się przemęczyć. Na paznokciach prezentuje się świetnie i za każdym razem jak go nosze zbieram komplementy.




W poszukiwaniu podkładu idealnego | Maybelline Affinimat

Podkład jest nieodłącznym elementem mojego makijażu, a sam jego wybór to dla mnie największe wyzwanie kosmetyczne. Obecnie jestem na etapie poszukiwania podkładu idealnego, dlatego z wielką przyjemnością kupuję i testuję nowości. Mam kilka swoich ulubieńców do których czasami wracam, ale żaden z nich nie zasługuje na miano idealnego. Dziś chciałam Wam przedstawić podkład firmy Maybelline Affinimat. Z jego poprzednikiem niezbyt się polubiłam i niestety z tą wersją również.



Zacznę od tego, że nie przemawia do mnie tego typu opakowanie. Zdecydowanie bardziej wolę szklane buteleczki z aplikatorem w postaci wygodnej pompki. Być może taka forma opakowania zajmuje więcej miejsca w kosmetyczce, ale dla mnie jest dużo wygodniejsza. Nie podoba mi się także szata graficzna. Moim zdaniem prezentuje się średnio i absolutnie niczym szczególnym się nie wyróżnia. Sama tubka jest wykonana z miękkiego plastiku. Fajnie, że producent pomyślał o tym żeby zabezpieczyć nakrętkę folią, dzięki temu mamy pewność, że nikt wcześniej nie używał podkładu. Jego konsystencja jest bardzo rzadka i bardzo lejąca. Aplikując go na dłoń należy uważać, by podkład nie spłynął.
Podkład Affinimat Maybelline łączy w sobie dwie najważniejsze cechy podkładów - matuje i dopasowuje się do odcienia skóry. Bazuje na sile absorbujących "mikrogąbeczek", które natychmiast wchłaniają nadmiar sebum, co zapewnia 100% efektu matowej skóry oraz, jak pozostałe podkłady z gamy Affinitone, idealnie stapia się z odcieniem oraz strukturą skóry, gwarantując perfekcyjne i matowe wykończenie makijażu. Dostępny w 8 odcieniach. Przeznaczony do cery mieszanej lub tłustej.

Jeśli chodzi o właściwości podkładu to jest to typowy średniak i niczym szczególnym nie powala. Nie współpracuje z moją skórą, uwydatnia i podkreśla suche skórki. Bardzo szybko się ściera. Przypudrowany wytrzymuje na mojej twarzy zaledwie trzy godziny, a potem eksponuje pory, przebarwienia oraz nieestetycznie się świeci. Makijaż wygląda nieświeżo. Niestety nie mogę go polecić. Efekt jaki daje na mojej skórze nie przypadł mi do gustu. Męczę się z nim od jakiegoś czasu i mam nadzieję, że w końcu uda mi się go zużyć. Dawałam mu kilka szans, próbując aplikować go na różne sposoby, ale za każdym razem efekt nie był satysfakcjonujący. Kompletnie się nie dogadaliśmy. Być może sprawdzi się u osób, których skóra jest normalna, nie ma żadnych problemów i w zasadzie każdy podkład dobrze się na niej prezentuje.


Róż ze srebrnym akcentem | Lakier Avon w duecie z Lovely

Bardzo lubię takie delikatne akcenty na serdecznych palcach. Na wszystkich palcach wylądował Avon Wandering Rose, natomiast palce serdeczne zdobi Lovely Snow Dust. Zarówno jeden jak i drugi lakier został już pokazany na blogu, ale dopiero ostatnio połączyłam je razem.
























Odżywka w sprayu | Gliss Kur Total Repair

Nie do końca przekonują mnie kosmetyki, które nałożone na włosy nie wymagają ich spłukania. Większość z nich zazwyczaj w moim przypadku powoduje obciążenie włosów. Również z tym produktem wiązałam pewne obawy. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. W ciągu kilkunastu miesięcy udało mi się wypróbować chyba wszystkie możliwe wersje i za każdym razem wracam po jedną z nich. Zdaję sobie sprawę z ich nieciekawego składu, ale mimo to lubię je przede wszystkim za dostępność, piękne zapachy, wygodną aplikację, ujarzmienie włosów i ochroną przed zewnętrznymi czynnikami.



Odżywka umieszczona jest w buteleczce wykonanej z miękkiego plastiku z wygodnym atomizerem. Idealnie mieści się w dłoni. Dodatkowo atomizer bardzo dobrze rozpyla mgiełkę, sprawiając że pokrywa wszystkie włosy. Jest to odżywka dwufazowa i przed użyciem konieczne jest wstrząśnięcie butelką, tak aby dwie fazy się połączyły. Nie ma z tym żadnego problemu, a obie fazy nie rozdzielają się zbyt szybko. Koniecznie muszę wspomnieć o zapachu odżywki. Jest on bardzo przyjemny, słodki i całkiem długo utrzymuje się na włosach.


Bardzo lubię działanie tej odżywki. Tak jak już wspomniałam zdaję sobie sprawę z tego, że jej skład może przerażać, ale moje włosy lubią silikony i nie przeszkadza mi to. Od samego początku nie oczekiwałam od niej dogłębnego nawilżenia i odżywienia włosów, ale lubię jej działanie głównie z tego względu, że znacznie ułatwia rozczesywanie włosów. Odkąd pamiętam zawsze miałam z tym problem, a dzięki tej odżywce i szczotce TT nie sądziłam, że może stać się to przyjemne. Spryskuję nią włosy mniej więcej od połowy długości, omijając skórę głowy i w ten sposób odżywka nie przyczynia się do przetłuszczania włosów. Po wyschnięciu włosy są gładkie, elastyczne i błyszczące. Wizualnie wyglądają też lepiej, bo odżywka ujarzmia niesforne kosmyki. Do tego jest ona bardzo wydajna.

Delikatne oczyszczanie | Isana, Peeling pod prysznic

Dziś chciałam Wam opowiedzieć o produkcie, który może nie skłania się w stronę totalnego bubla, ale swoim działaniem niestety mnie nie zachwycił. Nie jest to zły produkt, ale osobiście wolę peelingi gruboziarniste.
























Peeling umieszczony jest w miękkiej, stabilnej tubce, która stoi na zamknięciu. Bardzo cenię sobie tego typu rozwiązania, bo dzięki temu nie ma problemu z wydobyciem kosmetyku do końca. Samo zamknięcie wydaje się być solidne. Zapach peelingu to chyba największa jego zaleta. Bardzo świeży, orzeźwiający i idealny na lato. Niestety nie utrzymuje się zbyt długo na skórze, ale na chwilę przyjemności pod prysznicem zupełnie wystarcza. Samo działanie produktu określiłabym jako średnie. Osobiście używam go wraz z rękawicą masującą o której pisałam ostatnio, aby wzmocnić jego działanie. Nie jest to mocny zdzierak, czyli nie zalicza się do takich jak lubię. Owszem zawiera sporą ilość drobinek, którymi całkiem przyjemnie się masuje. Z pewnością przypadnie on osobom, które nie lubią ostrych peelingów. Plusem dla niektórych osób będzie pewnie to, że nie pozostawia tłustej powłoki, tak jak w przypadku peelingów cukrowych.
























Osobiście raczej do niego nie powrócę, bo tak jak już wspomniałam wolę mocniejsze zdzieraki. Być może jestem gruboskórna, ale lubię czuć, że z moją skórą rzeczywiście coś się dzieje. Jeśli jednak nie potrzebujecie silnego ścierania naskórka lub macie wrażliwą skórę to ten produkt jest dla Was. Dla fanek drobnoziarnistych peelingów być może będzie to idealny produkt, dla mnie niestety za słaby. Polecam przynajmniej wypróbować, tym bardziej, że jest to limitowana edycja.

Czy na pewno paznokciowy niezbędnik? | Sally Hansen Insta Dri

O tym, że nie wyobrażam sobie malowania paznokci bez wysuszającego topu pisałam już wielokrotnie. Często zdarza mi się malować paznokcie przed snem i zapomniałam już jak to jest mieć poodbijane pościelowe wzorki. Zawsze zdarzyło mi się gdzieś zahaczyć, czegoś dotknąć i tyle było po moim idealnym manicure. Odkąd jednak odkryłam tego typu produkty malowanie paznokci stało się dla mnie o wiele prostsze,bardziej komfortowe i przede wszystkim mniej czasochłonne. Jako, że skończył mi się ulubiony dotychczas Seche Vite, postanowiłam skusić się na równie znany i wychwalany Sallly Hansen Insta Dri.



Jest to jedyny top spośród przetestowanych przeze mnie, który nie kurczy lakieru i nie powoduje jego ściągnięcia.  Na tym jednak kończą się jego zalety. Porównując go z Esse czy z Seche Vite wypada dużo gorzej. Po pierwsze nie nadaje takiego połysku i twardości, a po drugie nie radzi sobie z wysuszaniem gęstszych i tańszych lakierów. Jego działanie zależy od danego lakieru, bo niestety nie współpracuje ze wszystkimi. Nie spełnia także obietnic producenta. O trzydziestu-sekundowym wysuszaniu nie ma mowy. Lakier dobrze utwardzony jest dopiero po dwudziestu minutach. Przeciętny lakier potrzebuje nieco więcej czasu żeby wyschnąć porządnie, a więc ten wynik zupełnie mnie nie satysfakcjonuje. Nie nadaje także żelowej struktury, a połysk jest nieporównywalny z Essie czy Seche Vite. Najgorsze jest jednak, że w połowie buteleczki kompletnie nie chciał współpracować. Przyczyniał się do bąbelkowania praktycznie każdego lakieru, a to było dla mnie nie do przyjęcia. Obecnie leży kompletnie nieużywany i nie zapowiada się na to, abyśmy się polubili.


Cieszę się, że mogłam go wypróbować, ale swoim działaniem nie pobił mojego ulubieńca. Opinie jednak są o nim skrajne, więc może warto wypróbować go na sobie. Pomimo wielu zachwytów, ja ze swojej strony nie mogę go polecić i nie kupię go ponownie. Mam jeszcze ochotę wypróbować Top Poshe, ale z drugiej strony zdrowy rozsądek podpowiada mi, że lepiej zostać przy sprawdzonym produkcie, niż kolejny raz się rozczarować.


Skład: Ethyl Acetate, Alcohol Denat., Butyl Acetate, Cellulose Acetate Butyrate, Acrylates Copolymer, Trimethyl Pentanyl Diisobutyrate, Sucrose Benzoate, Triphenyl Phosphate, Nitrocellulose, Etocrylene, Isopropyl Alcohol, Benzophenone-1, Dimethicone, Tocopheryl Acetate, Carthamus Tinctorius (Safflower) Seed Oil, Hydrolyzed Rice Protein, PPG-2 Dimethicone, Saccharide Isomerate, Algae Extract, Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower/Leaf/Stem Extract, D&C Violet No. 2 (CI 60725)