PŁYN MICELARNY OD L'OREAL

Odkąd odkryłam istnienie płynów micelarnych nie rozstaje się z nimi. Uwielbiam je i są  nieodłącznym elementem w codziennej pielęgnacji. Do tej pory miałam swojego ulubieńca w tej kategorii. Cieszę się jednak , że w moje ręce wpadła nowość od L'Oreal, a mianowicie oczyszczający Płyn Micelarny Ideal Soft. Warto zwrócić na niego uwagę, bo nie dość że cena bardzo zachęcająca, to działanie również nie budzi zastrzeżeń. Dla mnie jest on absolutnym i jak na dzień dzisiejszy bezkonkurencyjnym odkryciem. Dzięki niemu moja pielęgnacja twarzy stało się o wiele łatwiejsza.


Płyn micelarny znajduje się w zgrabnej i wygodnej buteleczce. Grafika jest skromna, ale naprawdę przyjemna dla oka. Butelka jest przezroczysta dzięki czemu widzimy ile produktu nam jeszcze pozostało. Klapka działa bez zarzutu,a otwór aplikuje odpowiednią ilość płynu. Etykieta bardzo czytelna, zawierająca najważniejsze informacje. Zarówno pod względem funkcjonalnym jak i wizualnym kosmetyk ten wypada bardzo dobrze.


Płyn bardzo szybko radzi sobie z makijażem. Demakijaż przebiega bezproblemowo i kojąco. Dobrze zbiera wszystkie zanieczyszczenia, nie rozmazując przy tym makijażu. Tak jak wspomniałam pielęgnacja cery jest dużo łatwiejsza. Wszystko zmywa się bardzo dobrze, bez zbędnego pocierania, zgodnie z zapewnieniami producenta. Nie pozostawia uczucia lepkości na skórze, nie zatyka porów, nie wysusza i nie ściąga skóry.

 

Dobrze spisuję się także jako tonik. Zazwyczaj przecieram nim rano twarz w celu odświeżenia. Bardzo przyjemnie odświeża skórę i daje wrażenie czystości. Nie podrażnia i nie szczypie w oczy. Dodatkowym atutem jest,że nie pozostawia tłustej warstwy. Jest naprawdę łagodny dla skóry. Zapachu nie posiada.


Nie wiem jak radzi sobie z wodoodpornymi kosmetykami, bo takich nie używam. Mogę Was jednak zapewnić,że przy codziennym makijażu sprawdza się i to bardzo dobrze. Jeśli chodzi o wydajność to jest kwestia indywidualna. U mnie jest ona nadzwyczajnie dobra, a zazwyczaj płyny micelarne zużywam w bardzo szybkim tempie. Podsumowując, spełnia swoją rolę znakomicie. Wywiązuje się doskonale z obietnic jakie stawia producent.

TAG- 50 FAKTÓW O MNIE



1. Jestem zodiakalnym baranem.
2. Urodziłam się 21 marca, w pierwszy dzień wiosny. W dodatku w dzień wagarowicza.
3. Nie mam rodzeństwa.
4. Jestem leworęczna.
5. Na widok krwi robi mi się słabo.
6. Nigdy nie miałam nic złamanego.
7. Jestem uzależniona od kupowania lakierów do paznokci. Moja kolekcja liczy już ponad 100 sztuk, a mi wciąż mało.
8. Jestem okropnym zmarzluchem. Zawsze mam zimne ręce i stopy. Zimową porą śpię w skarpetkach.
9. Praktycznie nigdy nie jem śniadania. Rano na samą myśl,że mogłabym coś zjeść jest mi po prostu niedobrze. Zdaję sobie jednak sprawę z tego,że to bardzo niezdrowe.
10. W ciągu roku udało mi się zrzucić 10 kg.
11. Zawsze w szkole unikałam w-f. Doszło nawet do tego,że w liceum miałam zwolnienie.
12. Uwielbiam słodycze. Dzień bez zjedzenia czegoś słodkiego, to dzień stracony.
13. Nikt z moich znajomych nie wie o moim blogu i dobrze mi z tym.
14. Do niedawna panicznie bałam się wizyty u dentysty. Ostatnio poszłam i okazało się,że nie taki diabeł straszny.
15. Uwielbiam kupować nowe buty, ale potem nie lubię w nich chodzić. Wszystkie mnie na samym początku obcierają. Zaczynając od kozaków, a kończąc na japonkach.
16. Nie lubię kwiatów. Zarówno tych doniczkowych jak i ogromniastych bukietów.
17. Z moją przyjaciółką znam się od dzieciństwa i cieszę się,że do tej pory mamy taki świetny kontakt.
18. Lubię się pakować.
19. Nie potrafię zwinąć języka w tzw "rulon".
20. Od kilku lat noszę w portfelu podpisane Oświadczenie Woli.
21. Jestem bardzo wrażliwa na krzywdę zwierząt.
22. Nie umiem się uczyć w nocy. Zawsze kończy się to zaśnięciem nad książkami.
23. W szkole zawsze prowadziłam starannie zeszyty i tylko z takich umiałam się uczyć. Każdy błąd kończył się wyrwaniem kartki.
24. Przez całe liceum do samego końca przeczytałam tylko jedną lekturę.
25. Zazwyczaj do picia wybieram wodę. Nie lubię nic gazowanego, a poza tym zaraz mnie gardło boli.
26. Mam małą przerwę w dolnej linii rzęs. W dzieciństwie jak miałam ospę wyskoczyła mi tam krosta. Strupek odpadł, a blizna została. Niestety rzęsy już tam nie wyrosły.
27. Mam strasznie delikatne ciało. Lekkie uderzenie kończy się siniakiem.
28. Dwa razy utopiłam już telefon w toalecie. Nie pytajcie jak to się stało, ale jest to skutek noszenia telefonu w kieszeni.
29. Lubię chomikować kosmetyki. Zazwyczaj z każdej kategorii posiadam po dwie, trzy sztuki. Tak na wypadek gdyby coś miało się skończyć.
30. Jest to mój trzeci blog i do tej pory nie mogę uwierzyć, że tak długo udało mi się go prowadzić. A co najlepsze podoba mi się to i nie zamierzam przestawać.
31. Mam strasznie szczupłe palce. Noszę rozmiar pierścionka 8, co dla wielu osób jest szokiem.
32. Bardzo często zmieniam ustawienie mebli w pokoju. Lubię zmiany, co można również zaobserwować po częstej zmianie szablonu bloga.
33. Nie cierpię dłuższych podróży autobusem. Natomiast samochodem czy pociągiem mogę jeździć cały dzień.
34. Ani razu nie zatrzymała mnie policja i nie dostałam jeszcze żadnego mandatu.
35. Bardzo lubię kuchnię włoską. Makarony mogłabym jeść codziennie.
36. Dziwnie się czuję bez makijażu, co nie oznacza, że niepomalowana nie wyjdę z domu. Po prostu lubię mieć pomalowane chociaż rzęsy. Wtedy czuję, że mam oczy.
37. Nie lubię pomidorów. Zresztą odkąd pamiętam zawsze byłam niejadkiem.
38. Nie umiem i nie lubię śpiewać.
39. Rzadko oglądam telewizję.
40. Od ponad roku jestem w szczęśliwym związku. Mój chłopak to mój najlepszy przyjaciel.
41. Nie mam drugiego imienia i bardzo się z tego cieszę. Jak kiedyś będę miała swoje dziecko również nie będzie miało drugiego imienia. Uważam, że to naprawdę zbędne.
42. Uwielbiam mieć długie paznokcie.
43. Nie lubię kapci. Zawsze w domu latam na boso.
44.Zazwyczaj paznokcie u rąk jak i stóp mam pomalowane na ten sam kolor. Podobnie jest w przypadku bielizny. Musi być dobrana w identycznym kolorze.
45. Codziennie muszę sprawdzić facebooka, pocztę no i oczywiście bloga. Takie moje małe uzależnienie.
46. Lubię być opalona, ale nie przepadam za samym opalaniem.
47. Od trzech lat farbuję regularnie włosy i nie zamierzam nigdy wrócić do swojego naturalnego koloru.
48. Odpukać, ale bardzo rzadko choruję. Jeśli jednak mi się to zdarzy jest to naprawdę łagodne przeziębienie, które zazwyczaj po trzech dniach mija.
49. Nie wyjdę z domu bez telefonu.
50. Bardzo lubię grę The Sims. Mam wszystkie dodatki i w każdej wolnej chwili lubię sobie pograć.

Świetna zabawa, a przy okazji sposób na poznanie się. Nie przepadam za tagami, ale ten naprawdę sprawił mi mnóstwo radości. Polecam Wam napisanie czegoś takiego u siebie ;)

FEROMONY THE EDGE


Od producenta:
The Edge. Sprawdzony sposób na wyróżnienie się z tłumu. Stosując The Edge określasz swoją pozycję w grupie. Ustalasz własne granice i reguły gry. Stajesz się osobą bardziej dominującą, przebojową i towarzyską, a przy tym nieporównywalnie bardziej śmiałą i pewną siebie. Niesamowity produkt do podkreślający Twoją osobowość.
The EDGE Woman podkreśli Twoją kobiecość i pozwoli Tobie lśnić jak nigdy dotąd. The EDGE Woman wydobywa Twoje naturalne piękno, budząc pożądanie otaczających Cię mężczyzn i zazdrość obserwujących Cię kobiet. Zachwyć wszystkich swoją osobą!

Wydobądź to czego potrzebujesz, aby być wysłuchanym i traktowanym z szacunkiem. Uzyskaj autorytet oraz posłuch wśród otaczających Cię ludzi. Stań się liderem, osobą dominującą, która kontroluje sytuację i za którą ludzie chcą podążać.
Jak działa The EDGE?
The EDGE oparty jest na najwyższej jakości związkach (czystość powyżej 98%), które skutecznie podkreślają Twoją osobę w towarzystwie innych ludzi. Gdy stosujesz The EDGE stajesz się osobą zauważaną. Podobnie jak NPA, The EDGE to dominacja w płynie. The EDGE dodatkowo zwiększa Twoją pewność siebie. Po użyciu stajesz się osobą badziej przebojową i towarzyską. Jeżeli chcesz robić robić dobre wrażenie i przy tym dobrze się bawić, The EDGE to produkt idealny dla Ciebie.
Ze względu na zawartość skoncentrowanej dawki Androstenonu w The EDGE dla mężczyzn, środek powinien być stosowany z rozwagą. Nie należy przekraczać zalecanej dawki.

Kup The EDGE, aby:
  • podrywać i uwodzić,
  • podkreślić swoją osobę,
  • zwiększyć pewność siebie,
  • dobrze się bawić.
Bardzo wysoka jakość, wysokie stężenie - 2,5mg feromonów w 25ml flakonie, to gwarancja najlepszego stosunku jakości do ceny. Niech nie zmyli Cię zawartość jednego feromonu. The EDGE zawiera dodatkowo dwa silne feromony, nie ujawniane przez producenta, które znacząco podnoszą działanie głównej substancji.Androstenonu zawartego w The EDGE Man (badanie przeprowadzone metodą spektrometrii mas.

Stosowanie: Atomizer pozwala na łatwą i dyskretną aplikację w dowolnym, wygodnym dla Ciebie momencie. Bardzo wydajny - 25ml flakon pozwala na 160 pełnych aplikacji. Wystarcza na ponad 5 miesięcy użytkowania przy założeniu, że korzystasz z dobrodziejstw feromonów cztery dni w tygodniu.

The EDGE Woman - piękny kwiatowy zapach, wychwalany przez mnóstwo kobiet! Idealny dla kobiety pragnącej czuć się piękną. 
 
Muszę przyznać, że był taki czas, w którym nie miałam pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak feromony. Później byłam bardzo ich ciekawa, ale dość wysoka cena mnie odstraszała. Chciałam jednak na własnej skórze przekonać się czy feromony rzeczywiście działają i przede wszystkim na jakiej zasadzie. Po miesiącu stosowania zauważyłam działanie, ale wiem też że w głównej mierze to wszystko zależy od nas samych. Ja stosuję zazwyczaj jedno, dwa psiknięcia za uszy, ewentualnie na nadgarstki. Nie używam już innych perfum, bo zapach feromonów jest bardzo intensywny i wyczuwalny. Trzeba uważać z ilością i nie przesadzać, bo efekt może być zupełnie odwrotny od zamierzonego. Ważne jest, aby znaleźć dla siebie odpowiednią dawkę. Tuż po spryskaniu się naprawdę czuję się pewniejsza siebie. Nawet jeśli wpływa tak na mnie moja podświadomość to podoba mi się ten efekt.Jeśli ja czuję się lepiej, jestem bardziej pewna siebie wówczas stosunki z innymi osobami również wyglądają inaczej.Oczywiście nie ma co liczyć, że tuż po spryskaniu się feromonami osoby nieśmiałe nagle staną się nie wiadomo w jakim stopniu towarzyskie Aczkolwiek polecam Wam wypróbowanie tego produktu chociażby z czystej ciekawości. Nawet jeśli nie wierzycie w działanie feromonów i najzwyczajniej w świecie się u Was nie sprawdzą, możecie je zawsze wykorzystać jako perfumy. 

PODKŁAD STAY ALL DAY 16H

Chyba najlepszy podkład jaki do tej pory miałam w tym przedziale cenowym. W dodatku coraz bardziej przekonuje się do firmy Essence i z większości produktów jestem raczej zadowolona. Ubolewam tylko nad tym,że mam tak daleko do Natury i bywam tam naprawdę sporadycznie.
Bardzo lubię konsystencję tego podkładu. Kremowa, ale jednocześnie dość gęsta. Po nałożeniu na skórę daje aksamitne i satynowe wykończenie.Podkład występuje w czterech odcieniach. Jest ich bardzo mało i ciężko jest dopasować do siebie odpowiedni. Cała gama kolorystyczna utrzymana jest w ciemnej tonacji.Nawet najjaśniejszy odcień jest ciemny. W dodatku niektóre z odcieni wpadają w żółte lub różowe tony. Muszę też wspomnieć o tym,że podkład ma bardzo przyjemny, delikatny zapach. Jest on dość intensywny, ale nałożony na twarz szybko się ulatnia. 



Kosmetyk zapewnia średnie krycie. Teraz kiedy moja cera jest naprawdę w dobrej kondycji nie muszę używać korektora, wystarcza mi tylko ten podkład. Ładnie stapia się z cerą. Nie zostawia plam, smug i nie uwydatnia suchych skórek.Oczywiście trzeba uważać w czasie aplikacji żeby nie przesadzić z jego ilością. Spokojnie jednak możemy stopniować efekt, a jeśli zachowamy umiar to efekt jest naprawdę świetny. W ciągu dnia nie zauważyłam problemów z nadmiernym świeceniem twarzy czy ścieraniem się podkładu. Trwałość co prawda nie jest taka jak obiecuje nam producent. Do 16 godzin mu daleko. Dla mnie jest jednak wystarczająca, a za tak niską cenę nie ma co się czepiać. Podsumowując jest to dobry produkt w niskim przedziale cenowym. Idealny jeśli chcemy wyglądać promiennie i naturalnie, a mamy do dyspozycji niewielki budżet na tego typu kosmetyki.

Kremy do rąk od Green Pharmacy

Kremy znajdują się w miękkich, plastikowych tubkach o pojemności 100ml. Zabezpieczone dodatkową folią ochroną, dzięki temu mamy pewność, że nikt wcześniej nie używał produktu. Jedyne do czego mogę się przyczepić to odkręcane nakrętki. Zdecydowanie lepiej w tego typu produktach sprawdzają się otwarcia typu klik. Są o wiele bardziej wygodniejsze, zwłaszcza gdy mamy już posmarowane dłonie. Konsystencje kremów określiłabym jako lekką. Bardzo dobrze się rozsmarowuje i szybko wchłania.  Kremy nie pozostawiają tłustej i lepkiej warstwy. Już po chwili możemy wrócić do codziennych zajęć.Wspominałam już kilka razy, że przy wyborze kosmetyków bardzo ważny jest dla mnie zapach.W przypadku tych kremów jest to zdecydowanie czynnik, który przemawia na nie. Nie podoba mi się zapach jednego jak i drugiego kremu. Jaskółcze ziele- typowo ziołowy zapach. Aloes- jak sama nazwa mówi, ale niezbyt przyjemny. Na szczęście nie są to zapachy zbyt mocno wyczuwalne i już po chwili się ulatniają.




Jeśli chodzi o właściwości pielęgnacyjne to nie są one zbyt duże. Kremy pozostawiają skórę miękką i nawilżoną, ale jest to bardzo krótkotrwały efekt. Wątpię, że sprawdzą się one u osób z suchą skórą i tych, które wolą zdecydowanie bardziej treściwe kremy. Składy kremów również pozostawiają wiele do życzenia. Parafina, silikon to składniki, których większość z nas unika.Jak dla mnie to przeciętne produkty. Nie zachwyciły mnie szczególnie, nie zrobiły na mnie wrażenia.



Dostępność: Sklep internetowy http://pl-uroda.pl/pl/


BingoSpa- Serum kolagenowe

Nie wiem dlaczego, ale na początku byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego produktu. Moje obawy były zupełnie nieuzasadnione, bo jeszcze żaden produkt BingoSpa mnie nie zawiódł i z większości produktów byłam raczej zadowolona. Jednak jak tylko powąchałam to serum, to przepadłam i już po pierwszej aplikacji wiedziałam,że będę z niego zadowolona. Świeży zapach, lekka konsystencja i odpowiednie nawilżenie wystarczyło żeby ten produkt stał się moim ulubieńcem.

Serum zamknięte jest w przezroczystej buteleczce, dzięki temu widzimy ile produktu nam jeszcze zostało. Posiada pompkę, która bardzo dobrze się sprawuje. Nie zacina się, nie zapycha i dozuje odpowiednią ilość produktu. Konsystencje produktu określiłabym jako dość rzadką. Dobrze się rozprowadza i bardzo szybko wchłania. Nie pozostawia również żadnej tłustej i lepkiej warstwy. Serum ma przepiękny, orzeźwiający i cytrusowy zapach. Wyczuwalne nuty brzoskwini i zielonej herbaty. Dla mnie rewelacja. Dawno żaden produkt nie urzekł mnie tak swoim zapachem.  Na skórze utrzymuje się kilka godzin.
Z założenia ten kosmetyk ma działać antycellulitowo, ale nie oszukujmy się. Taki produkt nie istnieje. Żaden produkt samodzielnie sobie z tym nie poradzi. Może być jedynie uzupełnieniem diety i sportu, ale nie zlikwiduje nam cellulitu.  Ja nie zauważyłam żadnego działania antycellulitowego, ale szczerze mówiąc nawet na to nie liczyłam. Zgodzę się jednak z tym,że widocznie poprawia elastyczność i sprężystość skóry. Skóra jest zdecydowanie w lepszej kondycji. Napięta, nawilżona i aksamitna w dotyku.

Balsam pod prysznic od Nivea

Jak tylko zobaczyłam reklamę w telewizji wiedziałam,że muszę go wypróbować. Wprawdzie za każdym razem po wyjściu z kąpieli staram się nawilżać ciało standardowym balsamem. Pomyślałam jednak,że jeśli ma być to produkt, który ułatwi mi życie i choć trochę skróci mój czas spędzany w łazience to koniecznie chcę go mieć. Udało mi się go kupić w Rossmanie za 12.25zł. Leżał w koszyku z przecenionymi produktami. U góry ma lekko pęknięte opakowanie, ale mi to w niczym nie przeszkadza, bo balsam nie wylewa się ani nie wycieka. Jego regularna cena to 24.99zł. Trochę dużo jak na balsam, który składem wiele nie różni się od tych dostępnych na rynku i co najważniejsze wydajność ma bardzo kiepską.
Balsam ma przyjemną i dość gęstą konsystencję. Gładko sunie po skórze i dobrze się rozprowadza. Po jego użyciu skóra jest miękka i nawilżona. Wydaje mi się,że to jednak powierzchniowe i złudne nawilżenie. W dodatku jest to bardzo delikatny poziom nawilżenia. Osoby, które mają bardzo suchą skórę z pewnością nie będą zadowolone i ten produkt u nich się nie sprawdzi. Balsam ma intensywny i specyficzny dla Nivea zapach. Dla mnie jest on drażniący i na dłuższą metę wręcz irytujący. Na szczęście na skórze nie utrzymuje się zbyt długo.

Czy polecam? Raczej nie. Przede wszystkim dużo lepszy poziom nawilżenia dają balsamy, które wmasujemy po kąpieli bez spłukiwania ciała, jak w przypadku tego produktu. I z pewnością nie zaoszczędzimy tyle czasu jak nam obiecuje producent. Tak samo jak inne balsamy trzeba go rozprowadzić,wmasować i dodatkowo jeszcze spłukać. Tak naprawdę praca jest taka same tyle,że nie musimy czekać na wchłonięcie. Do mnie jednak nie przemawia ten produkt. Zazwyczaj wybieram balsamy o lekkiej konsystencji i czas ich wchłonięcia jest naprawdę krótki, a już tym bardziej nie uprzykrzający mi życie.W dodatku dużo lepszy efekt możemy uzyskać dzięki oliwce nałożonej i spłukanej w ten sam sposób co ten balsam.

Ulubiony eyeliner

Najlepszy eyeliner jaki do tej pory używałam. Nie wyobrażam sobie,że mogliby go wycofać. Ja nie doszukałam się w nim żadnych wad i dla mnie od kilku lat jest niezastąpiony. Próbowałam wielu innych, choćby sławny żelowy eyeliner Essence czy Catrice, ale żaden z nich nie sprawdzał się tak jak ten z Wibo.
Eyeliner znajduje się w standardowym, czarnym opakowaniu ze srebrnymi napisami. Zarówno napisy jak i naklejka z kodem kreskowym po pewnym czasie wycierają się. Jest ono jednak szczelne i nigdy nie zdarzyło mi się żeby eyeliner się wylał. Ma idealny,miękki i dobrze wyprofilowany pędzelek. Bardzo łatwo nim namalować cienką i perfekcyjną kreskę,Znajduje się na odpowiedniej długości trzonku,co znacznie ułatwia aplikację. Pamiętam jak kupiłam eyeliner Miss Sporty, który wręcz przeraził mnie swoim pędzelkiem. Miał strasznie długi trzonek i sztywny pędzelek. Ciężko było nim operować, a kreski wychodziły grube i nieestetyczne. Po dłuższym użytkowaniu zdarza się,że wychodzą z niego pojedyncze włoski. Ja usuwam je za pomocą pęsety. Pomimo usunięcia tych kilku włosków, nie wpływa to na jakoś pędzelka.
Eyeliner ma rzadką konsystencję. Przy pierwszej warstwie daje satysfakcjonujący efekt. Czerń jest głęboka, bez żadnych prześwitów. Nie spływa z oka i zasycha w przyzwoitym tempie. Na bazie Hean wytrzymuje u mnie cały dzień. Wprawdzie po jakimś czasie kolor czerni blednie, ale w dalszym ciągu kreska jest widoczna na oku. Nic się nie ściera,nie kruszy i nie rozmazuje. W dodatku jest bardzo wydajny. Używam go praktycznie codziennie i starcza mi na około cztery miesiące. Nie ma też żadnego problemu z demakijażem.

Jak i czym podkreślam brwi?

Dobrze podkreślone brwi to podstawa w każdym makijażu. Do tej pory zastanawiam się jak kiedyś mogłam w ogóle nie przywiązywać do tego uwagi. Teraz mogę nie mieć nałożonego podkładu, ale rzęsy i brwi muszą być podkreślone. Czuje wtedy,że mam oczy.

1. Na samym początku nakładam cienką warstwę bazy Hean Stay on. Dzięki temu mam pewność, że makijaż brwi utrzyma się cały dzień. Kredką zaznaczam kontur brwi. Używam do tego przeważnie  kredki przeznaczonej do brwi firmy Essence eyebrow designer.  Bardzo ją lubię. Jest twarda,nie skleja włosków, w idealnym chłodnym odcieniu. Mam też kredkę z Oriflame Brow Definer Pencil, ale jeśli miałabym je porównywać to zdecydowanie wygrywa kredka Essence.


2. Do wypełnienia służy mi paletka do brwi Essence Eyebrow Stylist Set lub cień Kobo Dark Chocolate. Energicznym ruchem rozcieram cień, aby wpasować go między włoski. Robię to za pomocą pędzelka Catrice, który kupiłam z myślą o malowaniu kreski eyelinerem. Dla mnie jest on jednak zbyt miękki i znalazłam inne jego zastosowanie. Kupiłam też paletke Catrice Eye Brow Set. Pomimo tylu pozytywnych recenzji i całej sympatii do marki Catrice u mnie ten produkt się nie sprawdza. Co do trwałości nie mam żadnych zastrzeżeń, ale kolorystycznie jest dla mnie za jasna. Muszę się naprawdę namachać żeby uzyskać satysfakcjonujący mnie efekt.

3. Wyczesuje brwi z nadmiaru cienia, a następnie utrwalam brązowym żelem stylizującym od Wibo. Żel ten solo nie bardzo się sprawdził, ale jako uzupełnienie makijażu brwi jak najbardziej tak. Czesze, usztywnia, nadaje połysk i pozwala zachować  kształt brwi przez cały dzień. Można użyć do tego również bezbarwnego żelu. Ostatnio widziałam taki w Naturze bodajże z firmy Catrice.


4. Na samym końcu nakładam niewielką ilość korektora pod brwią.Zazwyczaj jest to Bell Perfect Cover lub Miss Sporty Concealer Liquid. Nie mam w tej kategorii swojego ulubieńca, dlatego używam do tego celu przeważnie korektora, który służy mi do maskowania cieni pod oczami. Robię kilka małych kropek, które potem delikatnie wklepuje palcem lub pędzelkiem. Roztarty korektor utrwalam jasnym, matowym cieniem Mariza Selective w odcieniu latte. Dzięki temu kształt brwi jest bardziej wyrazisty. Czasem zastępuje cień cielistą kredką. Aktualnie jest to kredka Oriflame Kohl Pencil Nude.


Wiem,że dla wielu z Was może to się wydać zbyt długie i czasochłonne nakładanie takiej ilości kosmetyków. Ja doszłam do wprawy i wcale nie zajmuje mi to tak dużo czasu jak może się wydawać. Przyznaje jednak,że gdy nie mam czasu zdarza mi się podkreślić brwi tylko za pomocą kredki czy cienia. Lubie mieć jednak pewność, że makijaż brwi przetrwa cały dzień i nic się nie zetrze czy też wyblaknie.