WIBO ELIKSIR 04

Kupiłam i skradła moje serce. Uwielbiam ją i używam codziennie. A co najlepsze wciąż mam ochotę wypróbować inne wersje kolorystyczne.
Największym i jedynym minusem tej pomadki jest tandetne opakowanie. Wykonane ze słabej jakości plastiku, a w dodatku lubi się samo otwierać. Jest nieszczelne, dlatego zdecydowanie nie nadaje się do noszenia w torebce. W dodatku napisy ścierają się w bardzo szybkim tempie. Osobiście bardzo go nie lubię. Aczkolwiek właściwości pomadki nadrabiają niedociągnięcie jakim jest kiepskiej jakości opakowanie.
Pomadka ma świetną konsystencję. Rozprowadza się bardzo dobrze na ustach, wręcz po nich sunie.Nie podkreśla suchych skórek, a nawet śmiem twierdzić, że je nawilża. Nadaje ustom mokry efekt, coś jakby połączenie szminki i błyszczyka. Bardzo mi się to podoba. W opakowaniu kolor wydaje się intensywny i mocno napigmentowany. Na ustach jednak troszeczkę traci na intensywności.

Mój odcień to 04. Dość mocny, przygaszony róż. Gama kolorystyczna zasługuje na pochwałę, bo naprawdę jest w czym wybierać. Dominują zarówno delikatne jak i żywe kolory. Swoją drogą ciężką było mi  dobrać odcień. Jeszcze nie widziałam żeby testery były tak zmasakrowane. Jak wzięłam jeden do ręki to się przeraziłam. Wszystko upaćkane, napisy pozdzierane a pomadki dosłownie zmiażdżone.

Trwałość nie powala, ale to kwestia względna. Ja i tak zazwyczaj wszystkie błyszczyki i pomadki zjadam z prędkością światła, więc mogę jej to wybaczyć. Zresztą za tak niską cenę nie ma co się czepiać. Ja jestem jak najbardziej na tak.I szczerze mówiąc w życiu bym nie pomyślała,że tak tandetne opakowanie może kryć produkt o tak przyzwoitej jakości.

O kryjącym podkładzie

Odkąd pamiętam moja cera jest dość problematyczna, dlatego od podkładu oczekuje przede wszystkim dobrego krycia. O podkładzie Dermacol dowiedziałam się z waszych blogów. Na jego temat zostało powiedziane już niemalże wszystko, ale dziś chciałam dodać przysłowiowe swoje pięć groszy.
Podkład znajduje się w kartonowym opakowaniu. Po otwarciu ukazuje nam się metalowa tubka o pojemności 30g. Trzeba uważać, bo dość szybko pęka. Mam jednak zamiar wycisnąć ten podkład do pojemnika po innym podkładzie z pompką. Mam nadzieje,że wtedy jego aplikacja będzie dużo wygodniejsza.Konsystencja jest gęsta, przypominająca trochę pastę. Bardzo łatwo przesadzić z jego ilością. Nie jest to również odpowiedni produkt na co dzień. Zawiera parafinę i przy dłuższym stosowaniu może zapychać. 
Gama kolorów jest bardzo duża, ale ciężko jest wybrać odpowiedni odcień. Długo się zastanawiałam i w końcu zamówiłam odcień 213. Jest on za ciemny, w dodatku wpada w różowe tony. Sugerowałam się głównie zdjęciami w internecie,ale okazało się,że są strasznie przekłamane. Większość odcieni jest za chłodna, za ciepła lub wpadająca w różowe i żółte tony. 
Dermacol zakryje niemal wszystko. Pod względem krycia przebija wszystkie podkłady i korektory jakie miałam okazje używać. Wystarczy mikroskopijna ilość, aby pokryć wszystkie niedoskonałości. Odpowiednio nałożony daje naprawdę ładny efekt. Wytrzymuje u mnie cały dzień. Nie muszę nic poprawiać, bo przez cały dzień znajduje się na swoim miejscu. Nie podkreśla suchych skórek ani nie wchodzi w zmarszczki. Podejrzewam jednak,że to za sprawą bazy, którą zazywyczaj aplikuję na twarz. Nie wiem jak zachowuje się solo.Jest niesamowicie wydajny i chyba nigdy go nie skończę. Prędzej się przeterminuje niż zużyje go do końca. Śmiało mogę powiedzieć, że znalazłam idealny korektor. Ja używam go tylko i wyłącznie do zakrycia pewnym mankamentów cery. Moim zdaniem jako podkład ten produkt nie nadaje się. Jest zbyt ciężki, a w dodatku obawiam się, że na dłuższą mete strasznie by mnie zapychał. 

Jedyne do czego mogę się przyczepić to jego dostępność. U mnie w mieście nigdzie nie mogłam go dostać. Gdyby nie tak ciężko było dobrać odcienie nie byłoby problemem zamówić go na allegro. Cena tego podkładu razem z przesyłką nadal jest przystępna, a porównując ją do wydajności naprawdę się opłaca.

Najlepszy bronzer

Jakiś czas temu pytałam Was o to jaki bronzer polecacie. Zależało mi głównie na tym żeby był on matowy, bez żadnych drobinek.Większość osób odpowiedziała,że warto zwrócić uwagę na bronzer W7 Honolulu. Muszę przyznać, że ten produkt zaskoczył mnie bardzo pozytywnie i już od pierwszego użycia stał się moim ulubieńcem.
Bronzer zamknięty jest w małym, poręcznym, kartonowym opakowaniu. Jest dość trwałe jak na kartonowe pudełeczko. Do tego dołączony jest sporych rozmiarów pędzelek. Zazwyczaj takie pędzelki od razu wyrzucam do kosza, bo nie nadają się do użytku. Wprawdzie tym nie próbowałam nakładać bronzera, zdecydowanie wolę użyć do tego Hakuro H24. Muszę przyznać jednak,że dołączony pędzelek jest miękki, miły w dotyku. Podejrzewam, że gdybym nie miała żadnego innego pędzla pod ręką, to ten zdałby egzamin i spokojnie mogłabym się nim pomalować.
Kolor dla mnie idealny- ciepły odcień brązu. Bez pomarańczowego czy marchewkowego odcienia. Jest zupełnie matowy i nie zawiera żadnych drobinek. Nie jest to jednak tępy mat i daje naprawdę ładny efekt na twarzy. Delikatne, matowo- satynowe wykończenie. Jest mocno napigmentowany. Spokojnie możemy kolor stopniować, w dodatku bronzer bardzo dobrze się rozciera.
Bronzer wytrzymuje u mnie około 6 godzin. Ciężko mi ocenić jego trwałość. Mam tendencję do dotykania twarzy i sama przyczyniam się do jego ścierania. Jedno wiem na pewno. Za tak niską cenę nie znajdę lepszego produktu i szczerze mówiąc nawet nie mam ochoty szukać. Jak na razie jest to najlepszy bronzer jaki miałam okazję używać.

Revlon Colorstay

Pamiętam,że w tamtym roku oglądając mnóstwo filmików na YT i czytając wiele pozytywnych recenzji na temat tego kultowego podkładu wzdychałam do niego i strasznie chciałam go mieć. Zamówiłam go na allegro, ale jeszcze wtedy w wersji dla cery tłustej i mieszanej. Generalnie byłam z niego zadowolona, dlatego i w tym roku postanowiłam go kupić, ale tym razem dla cery normalnej i suchej. Oczywiście przy zakupie zastanawiałam się, który odcień wybrać 150 czy 180.  Po dłuższym zastanowieniu wzięłam jaśniejszy, czyli 150 BUFF i mam wrażenie,że jest on jednak ciut za jasny.
Buteleczka nie jest wyposażona w pompkę co jest dla mnie dużym minusem. Wylewanie produktu przez duży otwór nie jest zbyt wygodne. Konsystencja jest dosyć rzadka i zarazem tępa. W dodatku trzeba go dość szybko nakładać, bo podkład ma tendencje do zasychania.

Mój odcień to 150 BUFF. Tak jak wspomniałam dla mnie jest on troszeczkę za jasny. Być może jest to spowodowane tym,że moja skóra zdążyła nabrać już jakiegoś tam koloru. Na pewno plusem jest ogromna gama kolorystyczna. Każda znajdzie coś dla siebie, bo wybór odcieni jest naprawdę duży. W dodatku podkład występuje w różnych wersjach i nadaje się do każdego rodzaju cery.
Mam wrażenie,że ta wersja jest gorsza od tej dla cery tłustej i mieszanej. Ten podkład jest na pewno lżejszy i dużo mniej kryjący. Jeśli chodzi o krycie to nie jest powalające. Podkład radzi sobie z drobnymi niedoskonałościami.Ładnie wyrównuje koloryt, ale z większymi wypryskami już sobie nie radzi.Nałożenie grubszej warstwy powoduje,że widać go na buzi. Co jednak najważniejsze podkład jest bardzo trwały. To chyba najtrwalszy podkład jaki miałam okazje używać. Nie spływa, nie znika, nie roluje się. Wprawdzie nie wytrzymuje tyle ile obiecuje nam producent, ale dla mnie i tak jest to satysfakcjonujący wynik.

Utrwalacz makijażu

Dziś chciałam Wam opowiedzieć o moim czerwcowym odkryciu kosmetycznym. Jest to produkt firmy E.L.F a dokładniej mówiąc jest to mgiełka w sprayu utrwalająca makijaż. Bardzo żałuję,że tak późno odkryłam ten produkt.
Mgiełka znajduje się w butelce z atomizerem. Pompka nie zacina się i dozuje odpowiednią ilość produktu. Buteleczka wykonana jest z miękkiego plastiku, ale jest przezroczysta i dzięki temu widzimy jaka ilość nam jeszcze pozostała. Jest bardzo leciutka, a spryskanie się nią to sama przyjemność, zwłaszcza w taką pogodę. Rozpylona na twarz po kilku sekundach szybko się wchłania.

Najbardziej urzekło mnie w tym produkcie to w jaki sposób wykańcza i łączy cały makijaż. Nawet przy dużej ilości kosmetyków wszystko doskonale stapia się ze skórą. Makijaż wygląda bardzo naturalnie, zero efektu maski. Daje efekt satynowego wykończenia. Skóra wygląda promiennie i świeżo. Jest to mój pierwszy tego typu utrwalacz i nie mam żadnego porównania. Ciężko mi stwierdzić czy przedłuża trwałość makijażu, ale do wykończenia makijażu jest idealny. Nie zapycha, nie podrażnia, ogółem mówiąc nie szkodzi.

Mariza Care&Colour 37

Taki kolor dość często gości na moich paznokciach. Jest uniwersalny, elegancki i pasuje do wszystkiego. Dziś przedstawiam Wam lakier Mariza z serii Care&Colour o numerze 37.


Lakier ma bardzo ładny, delikatny i pastelowy kolor. Muszę przyznać, że bardzo ciężko było go uchwycić na zdjęciach. W dodatku jak przystało na pastelowy kolor dość ciężko się go aplikuje. Przy pierwszej warstwie pojawiają się straszne smugi i prześwity. Przy drugiej jest już lepiej, ale do pełnego krycia potrzeba aż trzech warstw. Konsystencja jest rzadka i trzeba bardzo uważać żeby nie pozalewać skórek. Pędzelek jest dość duży, ale dobrze się nim maluje.

Jeśli chodzi o lakiery Mariza to ciężko mi powiedzieć czy mogę je polecić. Zachowują się podobnie jak lakiery z Avonu. Niektóre z nich kryją przy pierwszej warstwie i nie stwarzają  żadnych problemów z aplikacją. Trzeba się jednak nastawić,że zdarzają się też takie , które słabo kryją, robią prześwity i ogólnie mówiąc trzeba się trochę namęczyć żeby ładnie pomalować paznokcie.