ESSIE- GOOD TO GO

Uwielbiam malować paznokcie, ale oczekiwanie na wyschnięcie lakieru czasami bywa naprawdę bardzo uciążliwe. I kiedy wydaje mi się, że paznokcie są już suche bardzo często zdarza mi się podobijać na nich różne wzorki. Od kiedy zakupiłam top przyśpieszający wysychanie lakieru, malowanie paznokci stało się dużo bardziej przyjemne, a przede wszystkim szybsze. I co najważniejsze, wstając rano nie muszę obawiać się pościelowych wzorów. Dzięki Essie Good To Go manicure pozostaje w stanie nienaruszonym aż do zmycia.


Długo zastanawiałam się czy wybrać Essie Good To Go czy może Seche Vite. Z tego co czytałam ten drugi ma ponoć strasznie chemiczny zapach i to ostatecznie skłoniło mnie do zaufania firmie Essie. Pomalowałam i przepadłam. Wszystkie obietnice producenta zostały spełnione. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że już po dziesięciu minutach spokojnie mogę wykonywać inne czynności bez obawy, że coś mi się odgniecie czy odciśnie. Całość jest bardzo dobrze utwardzona, a wszystkie nierówności wyrównane. Top nie ściąga lakieru, nie bąbelkuje. Nadaje paznokciom idealny połysk. Jeszcze żaden preparat czy lakier bezbarwny nie przyczynił się do takiej lśniącej tafli jaką daje Good To Go. Jedyny minus, który zauważyłam to jeśli nałożymy go niezbyt starannie, lubi się odznaczać.

Z tego co czytałam po kilku miesiącach używania wysuszacz robi się bardzo gęsty i ciężko jest go wydobyć, zwłaszcza przy końcu. Ja zazwyczaj przechylam wtedy buteleczkę i wylewam resztkę produktu na spożywczą folię aluminiową. Robię tak również bardzo często w przypadku niektórych lakierów do paznokci, których nie mogę zużyć do końca. Poza tym na rynku dostępne są różne rozcieńczalniki do Top Coat. Wiem, że jego cena dość odstrasza. Ja swój zamawiałam na allegro i razem z przesyłką wyszło coś koło 40 zł. Dla mnie jest on jednak wart każdego grosza i na dzień dzisiejszy jest to produkt idealny. Uwielbiam!

BIOVAX- MASECZKA KERATYNA I JEDWAB

Już od dawna miałam ochotę je wypróbować, ale w moim mieście nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Ostatnio będąc w aptece znalazłam te maski w bardzo korzystnej cenie.  Z tego co czytałam te maski mają zarówno wiele zwolenników jak i przeciwników i albo się je kocha albo wręcz odwrotnie. 
Maseczka zapakowana jest w tekturowym kartoniku na którym widnieją wszystkie ważne informacje dotyczące produktu. Opakowanie maski to charakterystyczny dla tej firmy plastikowy słoiczek. Jest wygodny, poręczny i  spokojnie możemy zużyć produkt do końca. Dodatkowo gratis otrzymujemy czepek wspomagający regenerację włosów i próbkę serum wzmacniającego.

Konsystencja jest bardzo gęsta,zbita i treściwa. Łatwo nakłada się na włosy i nie spływa z nich. Swoją konsystencją trochę przypomina mi budyń. Zapach maski jest bardzo przyjemny, ale zarazem trudny do określenia. Naprawdę ciężko go opisać słowami. Na włosach nie pozostaje jednak zbyt długo.
Maskę nakładam tak jak zaleca producent. Na umyte i osuszone włosy aplikuję produkt, a następnie zakładam czepek dołączony do opakowania. Czasami jeszcze zakładam ręcznik, aby dodatkowo wzmocnić działanie. Trzymam ją na włosach w zależności od tego ile mam czasu. Zazwyczaj jest to godzina, czasami dwie. Im dłużej ją trzymam na włosach tym lepszy jest efekt. Już podczas spłukiwania wyczuwalne jest wygładzenie włosów. Włosy są miękkie, sypkie i bardzo przyjemne w dotyku. Wizualnie wyglądają naprawdę dobrze i przede wszystkim zdrowo. O wiele lepiej się układają .Nie zauważyłam żeby maska przyczyniła się do podrażnienia czy swędzenia. Zdaję sobie jednak sprawę, że  ma w składzie trudno zmywalny silikon, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Nie szkodzi on moim włosom, dlatego nie mam zamiaru się czepiać. Poza tym jest to naprawdę bardzo dobra maska i z pewnością jeszcze do niej wrócę. Na razie mam jednak ochotę wypróbować wersję do włosów suchych i zniszczonych. Mam nadzieję, że będę z niej równie zadowolona.

PUDER SYNERGEN

Jeśli chodzi o podkład i puder to do tej pory nie znalazłam swojego ulubieńca. Mam cerę problematyczną, dlatego bez jednego i drugiego produktu raczej obejść się nie moge. Dziś chciałam Wam opowiedzieć o znanym antybakteryjnym pudrze firmy Synergen. Nie jest to z pewnością idealny puder, ale jest dobrą alternatywą jeśli akurat mamy ograniczone fundusze. I dlatego polecam wypróbować między innymi ze względu na jego niską cenę.
Puder znajduje się w standardowym, plastikowym opakowaniu. Jest ono całkiem mocne i solidne. W dodatku zabezpieczony jest wieczkiem w postaci cienkiej foli. Spokojnie możemy nosić puder w torebce, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się żeby produkt sam się otworzył. Do pudru dołączony jest aplikator w postaci miękkiej gąbeczki. Nie jest ona najgorszej jakości i w awaryjnych sytuacjach będzie jak znalazł. Minusem dla wielu osób może być brak lusterka. Ja zazwyczaj noszę lusterko osobno, dlatego nie jest to dla mnie jakaś szczególna wada i o ten aspekt akurat nie mam zamiaru się czepiać.

Konsystencja typowa dla pudrów. Należy jednak uważać przy nakładaniu, bo produkt lubi pylić i trochę się sypie. Ja zazwyczaj aplikuję puder pędzlem. Po pierwsze jest to wygodniejszy sposób, a po drugie uzyskany efekt jest bardziej naturalny. Puder ma dość charakterystyczny zapach. Mi on akurat nie przeszkadza, a w dodatku na twarzy jest zupełnie niewyczuwalny. Używam go od dłuższego czasu i muszę przyznać, że swoje podstawowe zadanie spełnia. Matuje i ładnie ujednolica makijaż. Dobrze współgra z podkładami i stapia się z nimi. Nie ciemniej na twarzy. Nie podrażnia, nie uczula i nie zapycha.

KOKOSOWY BALSAM

Masło znajduje się w poręcznym, okrągłym opakowaniu. Przemawia do mnie taka forma, bo dzięki temu bez żadnego problemu mogę wydobyć produkt do końca. Dodatkowo zabezpieczone jest dodatkowym wieczkiem i dzięki temu mamy pewność, że nikt wcześniej nie grzebał w nim paluchami. Konsystencja jest gęsta i zbita, ale rozprowadza się dobrze. Nie przypomina jednak masła.Bardziej swoją konsystencją sprawia wrażenie kremu. Wchłania się jednak szybko, nie pozostawiając uczucia lepkości.



Bardzo lubię kokosowe zapachy, ale ten do mnie nie przemawia. W jakimś stopniu wyczuwalne są nuty kokosa. Nie wiem jednak jakim sposobem, bo analizując skład nie znalazłam tam kokosa. W dodatku w pewnym momencie zaczął mnie wręcz męczyć. Na skórze utrzymuje się kilka godzin- stosunkowo dość długo. Warto się zastanowić przed zakupem, bo balsam zabezpieczony jest wieczkiem i w drogerii nie poczujemy jego zapachu.


Masło rzeczywiście przy regularnym stosowaniu nawilża, ale nie jest to spektakularny efekt. Moja skóra nigdy nie była zbyt wymagająca, dlatego mi ten poziom nawilżenia w zupełności wystarcza. Obawiam się jednak, że u osób posiadających skórę suchą ten balsam się nie sprawdzi. Skład produktu również pozostawia wiele do życzenia. Mnóstwo silikonów i parabenów. I ja się pytam gdzie ten kokos?






Krótko mówiąc nie jestem na tak ani na na nie. Produkt ten do idealnych nie należy, ale z drugiej zaś strony za tak niską cenę nie możemy oczekiwać od niego wiele. Ja do niego raczej nie wrócę, głównie ze względu na uciążliwy i chemiczny zapach. Kupując balsam do ciała zapach to dla mnie najważniejszy aspekt i w żadnym wypadku nie powinien on być męczący.

GARNIER- ODŻYWKA Z AWOKADO

Odkąd prowadzę bloga moja pielęgnacja włosów znacznie się zmieniła. Tak, tak powoli i ja ulegam włosomaniactwu. Dużo czytam i staram się wybierać produkty sprawdzone i polecane. Tak też było z tą odżywką. Wiele dziewczyn ją polecało, a w dodatku jest pozbawiona silikonów, które w nadmiarze zdecydowanie nie służą moim włosom.

Odżywka znajduje się w standardowej tubce stojącej na głowie. Podoba mi się akcent zatrzasku w postaci listka. Nie ma żadnego problemu z otwieraniem. Opakowanie jest poręczne, dopiero pod koniec pojawia się mały problem z wydobyciem odżywki. Konsystencja odżywki jest kremowa. Nie jest jednak zbyt rzadka ani zbyt gęsta. Dla mnie idealna. Na włosach rozprowadza się dobrze i nie spływa z nich. Ma kolor identyczny jak opakowanie. Bardzo lubię zapach tej odżywki. Słodki, ale jednocześnie bardzo przyjemny. Od samego początku zresztą przypadł mi do gustu. Stosunkowo długo utrzymuje się na włosach. Absolutnie nie przytłacza i nie męczy.
Już w czasie spłukiwania odżywki włosy są miękkie i wręcz przelewają się przez palce. Po wysuszeniu ten efekt nie znika, a włosy są sypkie, śliskie i miękkie. Odżywka w znacznym stopniu wpływa na rozczesywanie włosów. Włosy się nie plączą, a sama czynność jaką jest rozczesywanie staje się bardziej przyjemna. Nie trzeba nic szarpać ani ciągnąć. Odżywka nie przyczyniła się do przetłuszczania włosów.Na plus również to, że ma bardzo przyjemny skład i tak jak wspomniałam wcześniej nie zawiera silikonów. Cena również w stosunku do jakości adekwatna i bardzo przyjemna.

ROZŚWIETLAJĄCY KOREKTOR

Opakowanie to forma pisaka z aplikatorem w postaci pędzelka. Pędzelek jest przyjemny dla skóry. Nie drapie i nie podrażnia. Pomimo tego,że jest miękki to niezbyt dobrze rozprowadza produkt. O wiele lepiej wklepuje się go palcami. Szybciej, dokładniej i przede wszystkim dużo wygodniej. Żeby wydobyć korektor należy przekręcić dolną część opakowania i wtedy na pędzelku pojawia się odrobina kosmetyku. Na samym początku ciężko było mi to opanować. Kręciłam kilka razy i już w myślach przeklinałam, że trafił mi się felerny egzemplarz. Tak energiczne kręcenie spowodowało wydostanie się zbyt dużej ilości korektora. Z czasem jednak idzie to opanować.


Konsystencja jest lekka. Bardzo dobrze się ją aplikuje i łatwo rozciera. Nałożenie cienkiej warstwy sprawia, że korektor nie wchodzi w zmarszczki ani załamania. Z odcieniem trafiłam idealnie. Nie jest zbyt jasny, ani ciemny. Nie wpada w pomarańczowe ani różowe tony. Ładnie stapia się ze skórą.

Korektor kryje bardzo delikatnie. Nie wymagam jednak od niego krycia, bo jak sama nazwa wskazuje jest to korektor rozświetlający. I w tej formie sprawdza się bardzo dobrze. Daje efekt wypoczętej i rozświetlonej skóry. Spojrzenie wygląda świeżo i naturalnie. Zapewne spowodowane jest to malutkimi drobinkami. Nie są one jednak zbyt zauważalne i nachalne. Śmiało mogę napisać, że dają bardzo subtelny, naturalny i delikatny efekt. 

BingoSpa- MASKA BŁOTNA DO TWARZY

Pomimo całej sympatii do marki BingoSpa ten produkt się u mnie nie sprawdził. Mam spore doświadczenie z kosmetykami tej firmy i pierwszy raz jestem zawiedziona. Już po pierwszej aplikacji czułam nieprzyjemne pieczenie. Przy każdych następnych próbach było tak samo.
Maseczka zamknięta jest w plastikowym słoiczku, charakterystycznym zresztą dla tej firmy.  Trochę niepraktyczny i mało higieniczny sposób. Zdecydowanie bardziej wolę maseczki w tubkach czy saszetkach. Szkoda również, że produkt nie posiada dodatkowego zabezpieczenia w postaci wieczka. Nie wiem jak wy, ale ja lubię mieć pewność, że nikt wcześniej nie grzebał palcami w danym opakowaniu.Konsystencja maski jest dość tłusta, a zarazem trochę jakby jedwabista. Na twarzy rozprowadza się jednak dobrze. Po nałożeniu prawie całkowicie się wchłania i praktycznie jej nie widać. Tak jak wspomniałam tuż po nałożeniu odczuwam okropne pieczenie. Mam ochotę natychmiast zmyć maseczkę z twarzy. W dodatku po jej użyciu cała twarz jest zaczerwieniona. Efekt ten jednak znika po kilku minutach, ale jest to dla mnie straszny dyskomfort. Jestem tym bardziej zdziwiona, bo naprawdę rzadko, który produkt mnie podrażnia. Najwidoczniej któryś ze składników maseczki mi nie służy i powoduje te nieprzyjemne objawy. Zaznaczam jednak, że są to tylko i wyłącznie moje odczucia i być może innym dziewczynom ta maseczka będzie służyć.

GARNIER- KREM HYDRA ADAPT

Kremy do twarzy występują w pięciu wariantach. Producent wyszedł nam naprzeciw i każda z nas znajdzie spośród różnorodnej gamy wybierze odpowiedni krem dla swojego rodzaju cery.

Hydra Adapt, Łagodzący lekki krem 24 h nawilżenia, skóra normalna i sucha

Hydra Adapt, Odżwyczy krem-balsam 24 h nawilżenia, skóra sucha i bardzo sucha
Hydra Adapt, Dynamizujący krem-żel 24 h nawilżenia, skóra zmęczona i pozbawiona blasku
Hydra Adapt, Matujący i odświeżający krem–sorbet,skóra mieszana i tłusta
Hydra Adapt, Ochronny krem- eliksir z filtrem UV 24 h nawilżenia, skóra normalna i delikatna


Krem do twarzy znajduje się w kartonowym pudełku. Znajdują się na nim informację o produkcie jak i zarówno skład. Po otworzeniu ukazuje nam się tubka w kolorze miętowym z zamknięciem na tak zwany klik. Pod światło możemy spokojnie zobaczyć ile nam pozostało jeszcze kremu. Według informacji podanych przez producenta jest to krem sorbet. Ja określiłabym jego konsystencję jako żelową, ale zarazem lekko puszystą. Gdy się dokładnie przyjrzymy zauważalne są mini- drobinki.


Zapach kremu jest bardzo delikatny i świeży. Nie jest zbyt wyczuwalny, a nałożony na twarz po prostu się ulatnia. Krem bardzo szybko się wchłania. Nie należy przesadzać jednak z jego ilością, bo lubi się rolować. Dobrze nadaje się pod podkład. Próbowałam różnych i z każdym dobrze współpracuje.Pozostawia skórę przyjemnie gładką i nawilżoną. Poziom nawilżenia dla mojego typu cery jest odpowiedni. Jeśli chodzi o efekt matowienia, to u mnie ten krem niestety się nie sprawdził. Jego niewątpliwą zaletą jest, że nie doprowadził do zapychania. W czasie jego użytkowania nie zauważyłam pogorszenia cery. Absolutnie mnie nie nie podrażnił i nie uczulił.


Podsumowując, krem nie zachwycił mnie jakoś specjalnie i nie zwalił z nóg. Nie spełnia swojej podstawowej funkcji jaką jest matowienie twarzy. Nie zapobiega ani nie minimalizuje przetłuszczania się skóry. A szkoda, bo na to najbardziej liczyłam. Ale tak to już bywa,że przy cerze mieszanej naprawdę ciężko o dobry krem do twarzy.

L'OREAL VOLUME MILLION LASHES EXCESS NOIR

Nie wiem dlaczego, ale do tej pory nie miałam okazji używać tuszy tej marki.Za każdym razem staram się kupować inny tusz, ale przy wyborze zazwyczaj szafę L'Oreal omijałam szerokim łukiem. Odstraszała mnie ich cena, w dodatku uważałam, że podobny efekt uzyskam innym tuszem, a przede wszystkim dużo tańszym. Aż do pierwszego makijażu wykonanego Volum Milion Lashes Excees Noir. Pomalowałam i przepadłam.


Tusz do rzęs ma charakterystyczne i wyróżniające się opakowanie. Bardzo podoba mi się połączenie czerwieni ze złotem. Jeśli chodzi o samo opakowanie to jest wykonane z mocnego i bardzo błyszczącego plastiku.


Maskara ma dość specyficzną i silikonową szczoteczka. Wielkościowo jest dla mnie idealna. Jest gumowa i elastyczna. Łatwo się nią operuje i  można ją lekko wygiąć. Dobrze dociera do każdej rzęsy. Od samego początku dobrze mi się pracuje z tym tuszem. Nie jest zbyt rzadki ani też zbyt mokry. Pomimo częstego używania nie stracił swoich właściwości. Nie zgęstniał, nie zaczął wysychać i wciąż sprawuje się bardzo dobrze.

Już po pierwszym pomalowaniu byłam zachwycona efektem. Tym tuszem można uzyskać efekt  wytuszowanych, wydłużonych i lekko pogrubionych rzęs. Pogrubienie nie jest jakieś spektakularne, ale ja od tuszu do rzęs i tak zdecydowanie bardziej oczekuje wydłużenia. W tym przypadku wydłużanie rzęs jest dla mnie zadowalające. Otrzymujemy ładnie rozdzielone rzęsy. Już jedna warstwa wystarczy żeby ładnie podkreślić rzęsy. Dwie warstwy dają efekt głębokiej czerni.
Na pochwałę zasługuje także trwałość. Tusz nie kruszy się i nie obsypuje, a już tym bardziej nie znika. Cały dzień widnieje na rzęsach w nienaruszonym stanie. Trwałość tuszu bez zastrzeżeń. Nie ma żadnego problemu z demakijażem. Zarówno płyny micelarne jak i mleczka spokojnie dają radę.Polecam, polecam i jeszcze raz polecam.

O KRYJĄCYM KOREKTORZE

Do tej pory jako korektora używałam podkładu Dermacol i w tej roli sprawdzał się świetnie. Wydaje mi się jednak,że na tak słoneczne dni jest za ciężki, a przy dłuższym używaniu zapycha. Dziś chciałam Wam opowiedzieć o kamuflażu firmy Catrice. Zaskoczył mnie ten produkt pozytywnie i do tej pory jest to najlepszy, kryjący korektor jaki miałam okazję używać.


Kamuflaż znajduje się w plastikowym pojemniczku o pojemności 3g. Opakowanie jest całkiem solidne i nie ma żadnego problemu z odkręcaniem czy zakręcaniem górnego wieczka. W dodatku jest małych rozmiarów i zmieści się do każdej kosmetyczki.  Konsystencja jest gęsta, ale jednocześnie kremowa. Korektor jest miękki i nie ma żadnego problemu z jego nałożeniem. Gama kolorystyczna jest niewielka, bo dostępne są zaledwie trzy odcienie. Ja wybrałam 010 Ivory.


Ten produkt bardzo dobrze radzi sobie z wypryskami i przebarwieniami. Podoba mi się to,że ten efekt możemy stopniować. Ładnie stapia się z makijażem, a dobrze wklepany jest praktycznie niewidoczny. Minusem jak dla mnie jest data ważności. Korektor należy zużyć w ciągu sześciu miesięcy, co w moim przypadku jest zupełnie niemożliwe. Na twarzy mam trochę niedoskonałości, kamuflaż używam niemal codziennie, a mimo to mam wrażenie, że wcale go nie ubywa. Podejrzewam,że większą część produktu będę musiała po prostu wyrzucić.