Avon Gel Finish | Fabulous

Dawno nie pokazywałam Wam żadnego lakieru do paznokci. W ostatnim czasie moja kolekcja trochę się powiększyła, a dodatkowo postanowiłam znowu wrócić do okrągłego kształtu paznokci. Takie zmiany nachodzą mnie co jakiś czas, więc mam nadzieję, że nie zdziwicie się jak za jakiś czas zobaczycie znowu kwadraty. Do tej pory nie mogę zdecydować się, który z kształtów lepiej mi pasuje, stąd te zmiany. Dziś chciałam Wam jednak przedstawić kolejny lakier marki Avon z serii Gel Finish. Już wcześniej miałam okazję się przekonać, że te lakiery charakteryzuje zarówno świetna pigmentacja jak i szybkość wysychania. Już jedna warstwa zapewnia dobre krycie, dwie warstwy to tak optymalnie i z przyzwyczajenia, natomiast trzecia warstwa to już fanaberia. Trwałość również bez zastrzeżeń nawet przy wykonywaniu codziennych obowiązków. Na inne cechy również nie mogę narzekać. Konsystencja jest świetna,bez problematyczna i bardzo dobrze się rozprowadza. Do tego połysk niesamowity, dla mnie cudo!





Jesienna wishlista

Wprawdzie ostatnie dni są bardzo ciepłe i słoneczne, ale to nie zmienia faktu, że jesień zbliża się wielkimi krokami. Od jakiegoś czasu staram się żeby moje zakupy były zaplanowane i dobrze przemyślane. Pomagają mi w tym właśnie takie posty i dlatego postanowiłam się z Wami podzielić moją małą listą marzeń. Mam nadzieję, że będzie mi ona przypominać co powinnam kupić w pierwszej kolejność, a za jakiś czas będę mogła pochwalić się w pełni zrealizowaną listą. 



Jesień to dla mnie przede wszystkim długie wieczory, z dobrą książką pod kocem. Do tego dobra herbata i więcej mi nie trzeba do szczęścia. Śmiało mogę napisać, że sezon herbatowy uważam oficjalnie za rozpoczęty. I choć nie mam już miejsca na nowe kubki, to tego nie może zabraknąć w mojej kolekcji. Odkąd go zobaczyłam odczuwam potrzebę kupienia nowego kubka. Bluza z kapturem to idealne rozwiązanie dla takiego zmarzlucha jak ja.  Czarne, płaskie botki to kolejna pozycja na mojej liście. Nie może też zabraknąć długich, wełnianych skarpet. W tamtym roku udało mi się kupić na przecenie świetne, grube skarpety. Do dziś żałuję, że wzięłam tylko jedną parę, ale w tym roku mam zamiar dokupić sobie jeszcze kilka par. Jako ostatni na mojej liście znajduje się komin. W swojej kolekcji mam ich już kilka, ale beżowy o klasycznym fasonie zawsze się przyda, bo pasuje jednak do wszystkiego.

Płyn do higieny intymnej jako zamiennik szamponu | Facelle Intim

Ostatnio pisałam Wam o oliwce, której używam do olejowania włosów, a dziś opowiem Wam o płynie do higieny intymnej, który głównie służy mi do zmycia tego kosmetyku. Jego zastosowań jest jednak wiele więcej i mam wrażenie, że użyłam go już na wszystkie możliwe sposoby. Wielofunkcyjny kosmetyk o przyzwoitym składzie, a stosunek ceny do wydajności wypada naprawdę korzystnie. 


Nigdy bym nie pomyślałam, że płyn do higieny intymnej znajdzie zastosowanie jako szampon do mycia włosów. Bardzo dobrze i bez problemu zmywa oleje, sprawiając, że włosy są oczyszczone i odświeżone. Osobiście bardziej wolę jego działanie na skórze głowy niż na samych włosach. Moja opinia wynika z faktu, że po jego użyciu włosy są splątane i tępe w dotyku. Nałożenie odżywki załatwia sprawę i nawet nie wyobrażam sobie, że mogłabym tego nie zrobić. Jest bardzo delikatny dla skóry głowy. Zauważyłam, że po jego użyciu włosy są mocno odbite od nasady, dobrze oczyszczone i nie obciążone. Spotkałam się z opiniami, że płyn osłabia cebulki włosów i przyczynia się do ich wypadania, ale w trakcie jego użytkowania nie odnotowałam pogorszenia stanu włosów. Śmiało mogę jednak napisać, że w znacznym stopniu przyczynia się do przedłużenia świeżości i mam nadzieję, że nie jest to tylko kilku razowy efekt.


Zdarza mi się także stosować go z jego zgodnym przeznaczeniem i nie zauważyłam, aby działaniem różnił się od innych, popularnych i przede wszystkim dużo droższych płynów. Bardzo dobrze oczyszcza i odświeża miejsca intymne. Nie powoduje pieczenia i swędzenia. Nadaje się także do mycia twarzy i całego ciała. Jest bardzo wydajny. Wystarczy naprawdę niewielka ilość, aby umyć nim włosy czy twarz. Jego wielofunkcyjność sprawia, że świetnie nadaje się w podróż, bo dzięki niemu możemy mieć płyn do higieny intymnej, szampon, żel pod prysznic i do twarzy w jednej butelce. Super wygodne rozwiązanie na wyjazdy wakacyjne. Nie podoba mi się jednak jego konsystencja. Nie jest zadowalająca i zwyczajnie zbyt gęsta. Butelka mogłaby też być przezroczysta, bo lubię wiedzieć ile kosmetyku pozostało mi do końca.

Ulubieniec! | Babydream Fur Mama

Nareszcie udało mi się znaleźć i przede wszystkim w końcu kupić bardzo popularny olejek do pielęgnacji ciała dla mam, który ma zapobiegać rozstępom w ciąży. Do tej pory znana mi była jedynie niebieska wersja. Lubiłam ją przede wszystkim za jej uniwersalne i wszechstronne działanie, ale efekty nie do końca mnie zadowoliły, zwłaszcza jeśli chodzi o olejowanie włosów. Babydream dla mam ma o wiele bogatszy skład, bo znajdziemy w nim praktycznie same oleje począwszy od sojowego, słonecznikowego, jojoba, z nasion makadamii i ze słodkich migdałów. Zdecydowanie bardziej urzekła mnie ta wersja!



Kupiłam go głównie z myślą o olejowaniu włosów. Od kilku miesięcy nakładam go na suche włosy, zazwyczaj co drugi dzień. Włosy po jego użyciu są miękkie, gładkie i odpowiednio nawilżone. Oliwka bardzo służy moim włosom. Są puszyste, mięsiste i absolutnie nie obciążone. Przy regularnym stosowaniu widać znaczną poprawę. Włosy wizualnie wyglądają o wiele lepiej, a ja mam ochotę wciąż je dotykać. Są bardziej zdyscyplinowane i w końcu zaczęły ze mną współpracować. Zabezpieczam nim także końcówki po każdym myciu. Poznanie tego kosmetyku  utwierdziło mnie to w przekonaniu, że moje włosy zdecydowanie bardziej wolą mieszanki niż pojedyncze oleje. 



Na początku miał być przeznaczony na włosy, ale nie byłabym sobą gdybym nie wypróbowała go na inne sposoby. Jego zastosowań jest jednak wiele i myślę, że każda kobieta znajdzie odpowiednie dla siebie. Dla mnie to niezastąpiony kosmetyk w pielęgnacji biustu. Świetnie ujędrnia, wygładza i lekko podnosi skórę. Dodatkowo szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej powłoki. Zdarzyło mi się także stosować go do pielęgnacji całego ciała. Wystarczy wmasować oliwkę w wilgotną skórę, a niewielka jej ilość sprawia, że przynosi ulgę suchej skórze. Muszę jeszcze wspomnieć o tym, że oliwka ma bardzo intensywny, dość długo utrzymujący się pudrowy zapach. Zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę może być on uciążliwy, ale dla mnie priorytetem jest przede wszystkim działanie i skład produktu.


4 x NIE, czyli hity blogosfery których nie polecam!

Dziś chciałam Wam opowiedzieć o kosmetykach, które są bardzo znane, polecane i lubiane w blogosferze, a niestety nie przypadły mi do gustu. Próbowałam im kilkakrotnie dawać szansę, jak w przypadku słynnego balsamu do ust Carmex, ale mimo wielu chęci niestety jestem na nie. Cieszę się jednak, że miałam okazję przetestować te produkty. Zaspokoiłam swoją ciekawość i od teraz omijam je szerokim łukiem.
1. Carmex, Balsam do ust: Trafił on do mnie po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji. Już po pierwszym użyciu nie przypadł mi do gustu. Ma strasznie chemiczny, mentolowy zapach. Dodatkowo miałam wrażenie, że dawał on tylko powierzchniowy efekt. Kilkakrotnie dawałam mu szanse kupując różne wersje, ale wszystkie okazały się tak samo nieskuteczne. Jestem bardzo nim rozczarowana i więcej do niego nie wrócę. Do tej pory zresztą nie potrafią zrozumieć szału, który panuje na ten produkt. Znam o wiele lepsze i dużo tańsze specyfiki.

2. Aussie 3 Minutes Miracle, Odżywka do włosów: Kupiłam ją jak tylko pojawiła się na nią promocja w Rossmanie. Miałam wysokie oczekiwania wobec tego kosmetyku, zwłaszcza, że wypada dużo drożej na tle innych, drogeryjnych odżywek. Od początku zdawałam sobie jednak sprawę z nieciekawego składu, ale po cichu miałam jednak nadzieję, że ten produkt chociaż w minimalnym stopniu sprawdzi się na moich włosach. Niestety to tylko kolejny chwyt marketingowy, a jeszcze krócej ujmując przeciętna odżywka za nieprzeciętną cenę.
 
3. Lovely Curling Pump Up, Maskara: To chyba najbardziej znany i popularny tusz w blogosferze. Nadal twierdzę, że nie jest to najgorszy produkt, ale moich oczekiwań niestety nie spełnia. Mam do niego kilka zastrzeżeń, a jednym z najistotniejszych jest to, że ten tusz strasznie szybko wysycha. Bardzo szybko traci na jakości, a po miesiącu użytkowania strasznie się obsypuje. Generalnie za tak niską cenę nie powinnam się czepiać, ale pomimo tylu zachwytów naprawdę spodziewałam się po nim wiele. Brakuje mu jednak tego czegoś, nie powalił mnie na kolana i z pewnością nie mogę go nazwać tanią rewelacją.

4. Under Twenty, Fluid Matujący: Bardzo mnie rozczarował. Naczytałam się tyle dobrego o nim, że nie byłabym sobą, gdybym go nie kupiła. Tym bardziej,że jego cena w promocji jest naprawdę zachęcająca. Ma bardzo słabe krycie. Wyrównuje jedynie koloryt i pokrywa drobne zaczerwienia. Być może moja opinia wynika z tego, że mam cerę dość problematyczną i potrzebuję podkładu mocno kryjącego. Trwałość jednak też nie powala. Z tego co pamiętam w ciągu dnia strasznie się ulatniał i pozostawiał na twarzy nieestetyczne plamy. Więcej do niego nie wrócę.

4 x TAK, czyli hity blogosfery które polecam!

Muszę przyznać, że bardzo często zdarza mi się kupować kosmetyki polecane przez inne blogerki. Dzięki temu udało mi się odkryć kilka perełek, które na dobre zagościły w mojej kosmetyczce. Dziś chciałam Wam opowiedzieć o produktach, które bardzo przypadły mi do gustu i z pewnością będę do nich wracać. Wszystkie z nich doczekały się osobnych recenzji, a dziś jedynie będzie krótko, zwięźle i na temat.





1. Uriage, Woda termalna: to chyba najbardziej uniwersalny kosmetyk pielęgnacyjny jaki miałam okazję używać. Świetnie sprawdza się zarówno w makijażu jak i pielęgnacji. Jej zastosowań jest naprawdę wiele, a ja cenię ją głównie za ukojenie, nawilżenie i to, że tak dobrze wspomaga pielęgnację. Jest wyjątkowa i strasznie żałuję, że jej działanie odkryłam tak późno.

2. Wibo, eyeliner: jestem mu wierna od lat. Najlepszy eyeliner jaki miałam okazję używać. Jest dobrze napigmentowany. Wystarczy jedno pociągnięcie, aby uzyskać satysfakcjonujący efekt. Czerń jest głęboka i bez żadnych prześwitów. Nic się nie kruszy, nie rozmazuje i nie odbija na górnej powiece. Dodatkowo jest bardzo wydajny. Przy codziennym stosowaniu wystarcza na kilka miesięcy. Dla mnie jest niezastąpiony i nie wyobrażam sobie, aby mogli go wycofać.

3. Seche Vite: moje serce skradł już od pierwszego użycia. Wybawienie i absolutny przełom w malowaniu paznokci. Dzięki niemu mój manicure stał się dużo bardziej przyjemny, trwały i przede wszystkim szybszy. SV nadaje paznokciom piękny, żelowy połysk. Jego niewątpliwą zaletą jest szybkość wysychania. Już po kilkunastu minutach spokojnie można wrócić do codziennych zajęć. Jeśli uwielbiasz malować paznokcie, ale oczekiwanie na wyschnięcie lakieru jest uciążliwe i zwyczajnie brakuje Ci na to czasu, to zapewniam, że jest to produkt dla Ciebie.

4. Bielenda, Krem CC: kosmetyk, który łączy w sobie właściwości balsamu i kryjącego fluidu. Po jego użyciu skóra jest ładnie ujednolicona, nabiera zdrowego kolorytu, bez pomarańczowej poświaty. Rozświetlające mikropigmenty sprawiają, że nabiera ona blasku. Odkryłam go dopiero podczas tegorocznych wakacji, ale wiem, że jest to produkt którego już dawno potrzebowałam. Gwarantowany efekt opalenizny w kilka minut.