O tym, że nie wyobrażam sobie malowania paznokci bez wysuszającego topu pisałam już wielokrotnie. Często zdarza mi się malować paznokcie przed snem i zapomniałam już jak to jest mieć poodbijane pościelowe wzorki. Zawsze zdarzyło mi się gdzieś zahaczyć, czegoś dotknąć i tyle było po moim idealnym manicure. Odkąd jednak odkryłam tego typu produkty malowanie paznokci stało się dla mnie o wiele prostsze,bardziej komfortowe i przede wszystkim mniej czasochłonne. Jako, że skończył mi się ulubiony dotychczas Seche Vite, postanowiłam skusić się na równie znany i wychwalany Sallly Hansen Insta Dri.
Jest to jedyny top spośród przetestowanych przeze mnie, który nie kurczy lakieru i nie powoduje jego ściągnięcia. Na tym jednak kończą się jego zalety. Porównując go z Esse czy z Seche Vite wypada dużo gorzej. Po pierwsze nie nadaje takiego połysku i twardości, a po drugie nie radzi sobie z wysuszaniem gęstszych i tańszych lakierów. Jego działanie zależy od danego lakieru, bo niestety nie współpracuje ze wszystkimi. Nie spełnia także obietnic producenta. O trzydziestu-sekundowym wysuszaniu nie ma mowy. Lakier dobrze utwardzony jest dopiero po dwudziestu minutach. Przeciętny lakier potrzebuje nieco więcej czasu żeby wyschnąć porządnie, a więc ten wynik zupełnie mnie nie satysfakcjonuje. Nie nadaje także żelowej struktury, a połysk jest nieporównywalny z Essie czy Seche Vite. Najgorsze jest jednak, że w połowie buteleczki kompletnie nie chciał współpracować. Przyczyniał się do bąbelkowania praktycznie każdego lakieru, a to było dla mnie nie do przyjęcia. Obecnie leży kompletnie nieużywany i nie zapowiada się na to, abyśmy się polubili.
Cieszę się, że mogłam go wypróbować, ale swoim działaniem nie pobił mojego ulubieńca. Opinie jednak są o nim skrajne, więc może warto wypróbować go na sobie. Pomimo wielu zachwytów, ja ze swojej strony nie mogę go polecić i nie kupię go ponownie. Mam jeszcze ochotę wypróbować Top Poshe, ale z drugiej strony zdrowy rozsądek podpowiada mi, że lepiej zostać przy sprawdzonym produkcie, niż kolejny raz się rozczarować.
Cieszę się, że mogłam go wypróbować, ale swoim działaniem nie pobił mojego ulubieńca. Opinie jednak są o nim skrajne, więc może warto wypróbować go na sobie. Pomimo wielu zachwytów, ja ze swojej strony nie mogę go polecić i nie kupię go ponownie. Mam jeszcze ochotę wypróbować Top Poshe, ale z drugiej strony zdrowy rozsądek podpowiada mi, że lepiej zostać przy sprawdzonym produkcie, niż kolejny raz się rozczarować.
Skład: Ethyl Acetate, Alcohol Denat.,
Butyl Acetate, Cellulose Acetate Butyrate, Acrylates Copolymer,
Trimethyl Pentanyl Diisobutyrate, Sucrose Benzoate, Triphenyl Phosphate,
Nitrocellulose, Etocrylene, Isopropyl Alcohol, Benzophenone-1,
Dimethicone, Tocopheryl Acetate, Carthamus Tinctorius (Safflower) Seed
Oil, Hydrolyzed Rice Protein, PPG-2 Dimethicone, Saccharide Isomerate,
Algae Extract, Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower/Leaf/Stem
Extract, D&C Violet No. 2 (CI 60725)
nie miałam, ale ja nie używam takich produktów więc nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńJa używam Miss Sporty turbo dry top coat i jestem bardzo zadowolona :) SH kusił mnie przez jakiś czas, ale kupiłam Miss Sporty i przestał kusić :)
OdpowiedzUsuńJa tam go lubiłam - do czasu aż zaczął gęstnieć i bąblowac :v
OdpowiedzUsuńSzkoda, że u Ciebie się nie sprawdził..
OdpowiedzUsuńPoshe jest odrobinę lepsze od SV. Ostatnio je porównywałam na blogu :)
OdpowiedzUsuńTrzeba probowac dalej, ja uzywam Inglota ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam go nigdy
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad nim ale całe szczęście że się nie zdecydowałam.
OdpowiedzUsuń